Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Terapia dała im nowe życie

Magdalena Kuźmiuk
Adam i Nikodem kiedyś byli uzależnieni od narkotyków. Dzięki pobytowi w Metanoi i pracującym tam ludziom, udało im się zmienić swoje życie. Dzisiaj, jako tzw. neofici, są wzorem dla tych, co jeszcze z narkotykami czy alkoholem walczą.
Adam i Nikodem kiedyś byli uzależnieni od narkotyków. Dzięki pobytowi w Metanoi i pracującym tam ludziom, udało im się zmienić swoje życie. Dzisiaj, jako tzw. neofici, są wzorem dla tych, co jeszcze z narkotykami czy alkoholem walczą. Andrzej Zgiet
Znajdujący się w sercu Puszczy Knyszyńskiej, niedaleko Czarnej Białostockiej, ośrodek Metanoia pomaga wyjść na prostą uzależnionym od alkoholu i narkotyków nastolatkom już od piętnastu lat.

Adam ma dziś 27 lat. Zaczęło się w gimnazjum, klasycznie - od marihuany. Potem doszły tabletki ecstasy, amfetamina. Adam palił trawę codziennie, mocniejsze narkotyki były w weekendy, na imprezach. - To pomagało fajniej się bawić, dłużej, bardziej intensywnie. Dlaczego zacząłem brać? Chciałem, by koledzy mnie zaakceptowali. Większość ćpała - mówi Adam.

Nikodem zaczął ćpać w domu dziecka. Imponowali starsi chłopcy, trzymali władzę. Chciał być wśród nich, nie być szarakiem. - Co zażywałem? - Nikodem się śmieje. - Chyba czego nie zażywałem. Zaczęło się od głupiej marihuany, potem stopniowo przechodziło się na twardsze rzeczy. Miałem 12 lat jak spróbowałem pierwszy raz. U mnie to trwało cztery lata.

Białostoczanin Adam jest czysty już od 11 lat. Pochodzący z Krakowa Nikodem podobnie. Agnieszka z Warszawy nie bierze od 10 lat. W jej przypadku też zaczęło się do alkoholu w parku w towarzystwie starszych znajomych siostry. Potem przyszły narkotyki. - Ojciec pił, matka się z nim kłóciła. Nie interesowali się ani mną, ani starszą siostrą. Robiliśmy, co chciałyśmy. Potem był rozwód rodziców, ucieczki z domu - wspomina Agnieszka.

Tych troje łączy nie tyle uzależnienie, co przede wszystkim miejsce i ludzie, którzy pomogli im je zwalczyć. To Metanoia.

Metanoia ich odmieniła

Choć ten Katolicki Ośrodek Wychowania i Terapii Uzależnień dla nastolatków nie ma krat w oknach i muru z drutem kolczastym, ucieczka z niego jest mocno utrudniona. Położony jest bowiem w sercu Puszczy Knyszyńskiej. Trudno tu trafić.

W zeszły poniedziałek Metanoia miała swój wielki jubileusz. Istnieje już 15 lat. Było przedstawienie, tort. Przez te lata udało się pomóc prawie 500 osobom, które stały na krawędzi życia. Było co świętować. Nie mogło zabraknąć Adama, Nikodema, Agnieszki.

- Na leczenie w ośrodku namówił mnie kolega, kleryk. Postanowiłem spróbować. Przyszedłem na dwa tygodnie, zostałem 16 miesięcy. Takie było założenie. Dziwnie się czułem. Pojawiły się obowiązki, czego dotąd nie miałem. Najpierw walczyłem ze sobą, potem o to, by jak najlepiej wykonywać obowiązki - opowiada Adam.

Oczywiście, że fazę zaprzeczenia ma za sobą. Jak większość, też powtarzał: nie mam problemu z narkotykami, nie powinienem tu być. - Miałem klapki na oczach, nastawiony byłem tylko na branie i imprezy. Okradałem najbliższych. Potrafiłem tygodniami siedzieć w domu i ćpać. Rano niby wychodziłem do szkoły, a tak naprawdę kupowałem narkotyki. Mama zdążyła już wyjść do pracy, wtedy wracałem i paliłem. Mama coś podejrzewała, ale nie zdawała sobie sprawy, na jaką skalę to było - mówi białostoczanin.

Adamowi wystarczyła kilkunastomiesięczna terapia, by zwalczyć nałóg. Rok po terapii poznał dziewczynę. Dziś jest już żoną Adama. On skończył szkołę. Pracuje.

- U mnie plan był taki: przeżyć tu rok, wrócić i dalej ćpać. Z miesiąca na miesiąc to myślenie się zmieniało. Dochodziły obowiązki, rozmowy z terapeutami, przyjaźnie. Leczyłem się półtora roku, a byłem tu trzy lata - opowiada Nikodem. - Najwięcej rzeczy tu się nauczyłem. Poznałem siebie. Bo to najważniejsze to mieć poczucie własnej wartości.

Nikodem z narzeczoną planują wesele. On sam ma pracę, w której się spełnia. I bzika na punkcie swojego samochodu.

Agnieszka z kolei mieszka sama. Z rodzicami i siostrą nie ma kontaktu. - To, kim teraz jestem, zawdzięczam wyłącznie Metanoi. Mam dwie fajne, odpowiedzialne prace. Spełniam się. Tamten rozdział jest już zamknięty, nie wracam do tego - mówi.

Dopalacze to największy syf

Ania i Adrian są na początku tej drogi. Mają po 18 lat. Ćpali przez ostatnie pięć, sześć lat. Ania jest z Poznania, do Metanoi trafiła po tegorocznej Wielkanocy. Przywiozła ją policja z innego ośrodka, gdzie Ania była zamknięta w izolatce. Wcześniej ciągle uciekała z takich miejsc.

Adrian był w poprawczaku. Za groźby, demoralizację, atak na policjantów. - Miałem dwa wyjścia: wracać do Kielc, skończyć jak moi koledzy, trafić do więzienia. Albo szukać pomocy. Wybrałem to drugie. Przyjechałem tu 5 maja. Na początku byłem zniechęcony. Wiadomo. Tu poznałem siebie samego. To mnie motywuje, żeby się leczyć. Zobaczyłem, że potrafię być pomocy, życzliwy, motywować młodszych, być przykładem - przyznaje Adrian.

Każdy dzień tutaj to dla niego walka. Wie, że gdyby teraz dostał przepustkę i wrócił do rodzinnego miasta, spotkał kolegów, a ci byliby pod wpływem narkotyków, to nie umiałby postawić im granicy. Mógłby coś wziąć.

Ania miała jedną próbę ucieczki z Metanoi. Potrzebowała czterech miesięcy, by dotarło do niej, że terapia to dla niej szansa. - Przekalkulowałam sobie plusy i minusy. Powiedziałam sobie, że to jest tylko rok. To jest nieporównywalnie mało z całym życiem. Ten jeden rok może zmienić całe moje przyszłe życie - przyznaje 18-latka.

Też się boi. Tego, że nie uda się jej naprawić relacji z babcią. - A mam tylko ją. Tata jest kryminalistą, mama ma nową rodzinę i się w ogóle mną nie interesuje - mówi.

Młodzi przyznają, że dopalacze to największy syf, choć zanim trafili do ośrodka w puszczy oboje brali je codziennie.

- Dusiłem się, miałem zapaści, chore jazdy w głowie. Wydawało mi się, że ktoś po domu chodzi. Byle jaki szelest, a już serce waliło mi tak, że myślałem, że wybuchnie. Taki byłem przestraszony. Miałem fazy, że mama stała nade mną i nasłuchiwala, czy oddycham. Kłótnie. Na ojca potrafiłem się z pięściami rzucić. Nawet za to, że źle na mnie spojrzał - opowiada Adrian.

Ania dopalaczami zatruła się trzy razy. - Mam jedną próbę samobójczą za sobą - mówi otwarcie. - Połknęłam 500 różnych tabletek. Babcia miała zawał i to był jej zapas leków na trzy miesiące. 15 minut je połykałam. Babcia w porę wróciła do domu, wezwała karetkę. Nawet nie wiem, czemu to zrobiłam. Byłam na dopalaczach.

Kiedy pytam ją o marzenia, Ania nie wie, co powiedzieć. - Nigdy o tym nie myślałam - wyznaje zawstydzona. Agnieszka chce być szczęśliwa. Po prostu szczęśliwa. Adrian stawia sobie cele: skończyć terapię, znaleźć pracę, wynająć mieszkanie. Oboje wierzą, że narkotyki to już zamknięty rozdział.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna