Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Kącki: Czasami lepiej widać przez lornetkę, niż mikroskop

Rozmawia Anna Kopeć
Andrzej Zgiet
Białystok to miasto ogarnięte zbiorową amnezją. Zaprzeczacie temu, boicie się takich oskarżeń, a przecież książka cały czas jest pisana przez elity miasta - mówi Marcin Kącki, autor głośnej książki „Białystok. Biała siła, czarna pamięć”.

- Pański reportaż „Białystok. Biała siła, czarna pamięć” powstał na zlecenie Wydawnictwa Czarne. Kto zamówił taką książkę?

- Monika Sznajderman, szefowa wydawnictwa, spytała rok temu, czy chcę napisać o tym regionie i mieście, czy zarzuty medialne związane z neofaszyzmem mają pokrycie w rzeczywistości. Początkowo nie byłem przekonany, nie miałem czasu, nie znałem tego regionu. Ale pojechałem i zafascynowałem się miejscem pełnym tajemnic, zagadek, dybuków.

- Z czym się panu kojarzył Białystok?

- Z zimnem. Podobnie jak Katarzynie Sztop-Rutkowskiej, socjolożce, jednej z bohaterek mojej książki, której po przeprowadzce z Łodzi do Białegostoku mama radziła kupić kożuch. Pamiętam też IRC, komunikator internetowy sprzed epoki Facebooka. Najpopularniejszy był dla mnie waśnie kanał dyskusyjny #bialystok. Egzotyczne były wpisy mieszkańców miasta: „jest zimno, zasypało, siedzę z gorącą herbatą, co tam w Polsce?”

- Jakie było pierwsze spotkanie z tym miastem?

- Jakaś impreza u znajomych jeszcze w czasie studiów. Niewiele pamiętam. Pracę nad książką zacząłem na przełomie września i października 2014 roku. Prosto z dworca pojechałem gdzieś autobusem miejskim. Wysiadł mi telefon, nie miałem nawigacji. Jest późny wieczór, wysiadam w centrum, widzę jakiś biurowiec. Trochę pobłądziłem, zobaczyłem parking i budkę strażnika, w której paliło się światło. Wchodzę, a tam kieliszki, wódka, ogórki w wielkim słoju, a za tym barem Jacek. Pijemy sobie, a on opowiada, że ta mała knajpka nazywa się „Wodopojka”, bo kiedyś był tu targ, ludzie poili konie, a jeszcze wcześniej cmentarz i pod ziemią nadal są groby. Jak to, myślę? Parking na grobach? Za chwilę odkrywam Park Centralny, czyli usypaną na stojących tam ciągle macewach górkę z placem zabaw. Historię tego miejsca opowiedział mi Tomek Wiśniewski. Pomyślałem wtedy - będzie z tego książka.

- Dociera pan w niej do różnych osób, z bardzo skrajnych środowisk. To politycy różnych opcji historycy, animatorzy kultury, nauczyciele akademiccy, czy osoby o poglądach rasistowskich. Wszystkich traktuje pan na równi i bardzo serio. Jak pan do nich dotarł i przekonał do rozmowy?

- Zawsze pytam rozmówców: a kogo polecisz, znasz jakąś ciekawą historię? Podpowiadali do kogo pójść, o co zapytać. U wiceprezydenta Białegostoku Aleksandra Sosny rozmawiamy przy jakimś pysznym cieście, jemy ogórki, oglądamy pocztówki na punkcie których ma hopla i na końcu mówi: warto porozmawiać z prawosławnymi, podaje kontakty. Albo siedzę przy herbacie z Cezarym Kuleszą, właścicielem Jagiellonii Białystok, skoligaconym z prezydentem Tadeuszem Truskolaskim, a on mówi: powinien pan porozmawiać z Adamem Tołoczko, szefem stowarzyszenia kibiców Jagiellonii. Tworzy się łańcuch ludzi.

- Rozmawia pan także z prof. Andrzejem Sadowskim czy dawnym architektem miejskim Michałem Bałaszem. Obaj wyznali panu coś niezwykle ważnego.

- Architekt Bałasz już wcześniej Tomkowi Wiśniewskiemu wyznał w filmie „Central Park”, że zasypał kirkut gruzami w latach 50. Był w Bałaszu jakiś wstyd, mówił o tym kodami, że notable PRL odwracali głowy, gdy wydawali zgodę na zasypanie. Tłumaczył, że trzeba było zmienić krajobraz, bo po sąsiedzku powstawał komitet wojewódzki. Zasypał, bo chciał uchronić cmentarz przed dewastacją, miał nadzieję, że kolejne pokolenia to odkryją. Sądzę, że to takie zniuansowane alibi. Z kolei prof. Sadowski przyznał, że nie miał cywilnej odwagi by wyjawić prawdziwą historię Jedwabnego. To mną szczerze poruszyło, bo jednak trzeba mieć odwagę, by przyznać się do jej braku.

- Wyciągnął pan z nich to czego ludzie stąd, także dziennikarze, nie potrafili od dawna.

- Zadawałem im tylko proste pytania. Po co? Dlaczego? Co pana, panią buduje? Gdy pytam historyków dlaczego ich nazwisk nie ma na książce Jana Grossa, o pogromie w Jedwabnem, jeden z nich odpowiada, że takie były czasy, drugi, że nie ze wszystkim się w książce Grossa zgadza, albo, że ma inny warsztat. A prof. Sadowski wali wprost: stchórzyłem. Czy to wyciągnąłem? A może po prostu nikt ich wcześniej ich o to nie spytał.

- Były osoby, które nie chciały z panem rozmawiać? Albo się wycofywały?

- Tak. Nie każdy był otwarty. Chciałem się skontaktować z „Gruchą”, który kojarzony jest ze środowiskiem faszystowskim, był zatrzymany w głośnej sprawie grupy przestępczej. Chciałem się dowiedzieć co ma w głowie, co go buduje, skąd ma takie poglądy. Tym bardziej, że na scenie Opery i Filharmonii Podlaskiej gra Żyda w musicalu „Skrzypek na dachu”. Fascynujące! Chciałem się dowiedzieć, jak to godzi. Odmówił po naradzie z żoną. Były osoby, które mi nie ufały, bo jestem z „Gazety Wyborczej”, z wrogiego im świata. Nie potrafiły swoich obaw przełamać.

- Chciał pan sprowokować białostoczan? Do czego?

- Chciałem dać ludziom opowieść zbudowaną z nich samych. Byłem ciekawy, jak to możliwe, że ten region tyle przeżył, że jest tak dotknięty przez historię, dlaczego brakuje tu często pamięci, dlaczego ludzie tacy jak Tomek Wiśniewski muszą dobijać się o zrozumienie, wysłuchanie.

- I znalazł pan odpowiedź na to pytanie?

- Nie ma tu łatwych odpowiedzi. Historia pisze ludziom losy pogmatwane, czasami nie jesteśmy w stanie ich zrozumieć. Trudno mi potępiać pewne zachowania ludzi, którzy przeżyli wojnę, bo nie wiem jak bym się podczas niej zachował - byłbym kanalią czy porządnym człowiekiem? Choć nie ma wytłumaczenia dla pogromów. Starałem się zrozumieć młode pokolenia. Dlaczego Adam S. „Staszyn” - właściciel klubu, który mieści się na terenie Uniwersytetu w Białymstoku, pod podłogą wydziału socjologii - ma na plecach wytatuowane dwie swastyki? Przegadałem z nim na stacji benzynowej ze dwie godziny. Okazało się, że nie rozmawiał z nim żaden dziennikarz, a „Staszyn” był także mnie ciekawy.

- Michał Olszewski recenzując pańską książkę napisał, że „Białystok to miasto ogarnięte zbiorową amnezją”. Pan też tak uważa?

- Wyraził to syntetycznie i w sposób, który wielu białostoczan przeraża. Zaprzeczacie temu, boicie się takich oskarżeń, a przecież książka cały czas jest pisana przez elity miasta. Radny Białegostoku mówi, że na cmentarzu żydowskim można budować, bo jest odchrzczony, że Izrael nie będzie dyktował co robić, bo tu Polska. To dowód braku pamięci, ale i empatii. Czy gdyby tam leżeli jego przodkowie, to też by się na to zgodził?

- Co pańskim zdaniem powinniśmy zrobić żeby rozliczyć się z tą osławioną amnezją?

- To pytanie do was, nie do mnie. Jestem reporterem, mogę ludziom pomóc wydobyć z siebie pewne lęki demony, porozmawiać o tym, wyłapać i pokleić te historie, które czasami lepiej widać przez lornetkę, niż mikroskop. Teraz ja chciałbym spytać: co zamierzacie zrobić z tą książką? Jak na was wpłynie? Mam nadzieję, że - choć dla wielu jest smutna - da energię do działania.


Marcin Kącki
to dziennikarz „Gazety Wyborczej”. Zajmuje się dziennikarstwem śledczym, społecznym i historycznym. Ma na swoim koncie tytuł m.in. Dziennikarza Roku w konkursie Grand Press 2007. W książce „Lepperiada”, opisał jedno z najbardziej kuriozalnych ugrupowań - Samoobronę. Zaś „Maestro. Historia milczenia” to reporterska historia pedofilskiego skandalu w poznańskim chórze Polskie Słowiki.

W tym roku Marcin Kącki wydał reportaż „Białystok. Biała siła, czarna pamięć”. Porusza w nim wiele tematów, m.in. stosunek do Żydów, rasistowskie ataki na obcokrajowców. Nasz region opisuje przez pryzmat Podlasian, ale i okiem zdystansowanego obserwatora z zewnątrz. Nierzadko robi to w sposób niewygodny dla mieszkańców. Jego książką jednych oburza, innych porusza i zasmuca. Na spotkaniu autorskim w klubie Zmiana Klimatu nie brakowało zbulwersowanych tą publikacją białostoczan. Zirytowało ich to, że Kącki niszczy wizerunek Białegostoku przedstawianego jako miasto wielokulturowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna