Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moje książki są o zwykłym życiu. Ale zawsze z Podlasiem w tle

Agata Sawczenko
To Podlasie mnie ukształtowało. I teraz, mieszkając już wiele lat w Brukseli, nadal czuję, że jestem stąd - mówi Agnieszka Korzeniewska.
To Podlasie mnie ukształtowało. I teraz, mieszkając już wiele lat w Brukseli, nadal czuję, że jestem stąd - mówi Agnieszka Korzeniewska.
Zauważyłam, że mówiąc ludziom o tym, co ja zrobiłam, co mnie cieszy, zaszczepiam w nich pozytywną energię i chęć do zmian. Udowadniam, że można spełniać marzenia nawet po 40-tce - mówi Agnieszka Korzeniewska, Podlasianka mieszkająca w Brukseli, która pisze książki.

- Wiele lat już mieszkasz w Belgii, a piszesz tak, jakbyś cały czas była Podlasianką...

- Bo ja nigdy nie przestałam być Podlasianką. Polacy w Belgii dzielą się na trzy grupy. Pierwsza to ci, którzy zostawili za sobą złe wspomnienia. Dla nich powroty są niezwykle traumatyczne. Chcieliby zapomnieć o Polsce, o swoich korzeniach. Bardzo szybko się asymilują. Stają się czasem nawet bardziej belgijscy niż sami Belgowie. Druga grupa to z kolei malkontenci, którzy w ogóle się nie asymilują i nic im się w Belgii nie podoba. Dla nich z kolei Polska to taka Ziemia Obiecana. A ja chyba należę do takiej trzeciej grupy, która stoi w rozkroku. Bo mimo że czuję się w Belgii bardzo swobodnie, nie mam kompleksów wyniesionych z Polski i nie wiem, czy potrafiłabym żyć już tak zupełnie w oderwaniu od Belgii - to jednak nigdy nie rozstałam się z Podlasiem. Nadal jest to moje miejsce na ziemi. Gdy tu wracam, ładuję akumulatory. I gdziekolwiek bym nie była, to zawsze podkreślam nie tylko to, że jestem Polką, ale też, że jestem Podlasianką.

- Nawet w swoich książkach... W pierwszej zabrałaś czytelników na spacer po Brukseli. Pokazujesz ciekawe miejsca, wspaniale o nich opowiadasz, a jednak nie da się ukryć - to książka również o Podlasiu.

- W tle zawsze u mnie jest Podlasie. Nie mogłabym mówić o sobie bez kontekstu Podlasia, bo ono - i ludzie tu mieszkający - wywarło ogromny wpływ na moją osobowość. I mimo że mieszkam w Belgii tyle lat, to Podlasie jest wpisane w mój krwiobieg. Jadąc rano do pracy, widzę mnóstwo rejestracji BSI, BI itd. I daje mi to taką świadomość, że jest tam nas bardzo dużo. I moja Bruksela nie da się opowiedzieć bez kontekstu podlaskiego. I odwrotnie - w Siemiatyczach, miasteczku, w którym mieszkałam, w każdej rodzinie ktoś jest, był albo będzie w Brukseli. Te dwa światy się przenikają.

- Za co lubisz Podlasie?

- Lubię? Kocham! Uwielbiam! Przede wszystkim za wielokulturowość. Często podkreślamy - pisałam o tym w pierwszej książce, że Bruksela jest wielokulturowa. Nie doceniamy jednak tego, co mamy tutaj - życia na styku kultur. To jest taki nasz spadek, czasem kula u nogi, ale musimy nauczyć się z tym żyć. I to sprawia, że jesteśmy my, ludzie żyjący na Kresach, bardziej uważni, bardziej wrażliwi...

- Twoja druga książka jest zupełnie inna niż ta pierwsza. To trochę poradnik, trochę opowiadania...

- To taki pozytywnik. Ta druga książka nigdy by nie powstała, gdyby nie ta pierwsza. Na spotkania autorskie przychodzili ludzie z różnych pokoleń. I te moje opowieści o Brukseli były punktem wyjścia do tego, co się działo później, kiedy ludzie po prostu zadawali mi pytania dotyczące zwyczajnego życia. Widzieli przed sobą taką pozytywnie zakręconą osobę, która nie ma już 20 lat, która napisała książkę dopiero po czterdziestce. I mówili mi: ja też mam różne plany, ale nigdy nie odważyłem się ich realizować, bo wydawało mi się to śmieszne, że człowiek po czterdziestce może coś jeszcze w życiu zrobić. Potem były też maile, wiadomości na facebooku: „Wzięłam się w garść, zaczęłam coś robić. I to ty dałaś mi takiego pozytywnego kopa, powera. Przestałam się bać, przestałam się wstydzić”. Wtedy sobie pomyślałam, że ja robię tak niewiele, a zarazem dużo. Bo mówiąc o tym, co mnie cieszy, o tym, co ja zrobiłam, zaszczepiam w ludziach pozytywną energię i chęć do zmian.

- I to cię zainspirowało do napisania drugiej książki?

- Dla mnie odkryciem było, że wszyscy ci ludzie, którzy opowiadali mi o swoich marzeniach, nie realizowali ich tylko dlatego, że w dzieciństwie - albo i później - nałożono im różne maski. Tak samo jak mi. A przecież tak naprawdę to nie znamy do końca ludzi, nie wiemy wszystkiego nawet o bliskich. Z tymi rolami, maskami nam przydzielonymi gramy w życiu jak w teatrze. I wierzymy, że jesteśmy tacy, jakimi widzą nas inni. Ja przez wiele lat funkcjonowałam w tym moim micie, że jestem nieśmiała. Ktoś mi tak powiedział w dzieciństwie i ja w to uwierzyłam. I dopiero właśnie na pierwszym spotkaniu autorskim, na Uniwersytecie Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, okazało się, że wcale nie. Stanęłam w wielkiej auli pełnej ludzi i... po prostu zaczęłam trajkotać - bez żadnego przygotowania. I nagle zobaczyłam te wszystkie twarze wpatrzone we mnie. Pomyślałam: jakie to cudowne uczucie! Kto w ogóle za mnie zadecydował, że jestem nieśmiała?!

- I z takich refleksji powstała książka... Ale „W deszczu tańcz” to mnóstwo wspomnień - również z Podlasia. To wspomnienia z twojego dzieciństwa, ale też z późniejszych czasów, już dorosłych. To historie, z których wszyscy możemy czerpać wnioski, na których wszyscy możemy się uczyć.

- Te wspomnienia, te bagaże, które wynosimy z dzieciństwa to jest właśnie to, co nas kształtuje. Nie ukrywajmy, to nie zawsze dobre bagaże. My, z małych miejscowości, takich wsi zapomnianych przez świat, na pewno mamy trudniej, te lotki mamy przycięte. Ale zarazem siła naszych marzeń jest jeszcze mocniejsza.

- Właśnie o tym piszesz.

- Tak. Na przykład o tym, jak ważnym elementem w kształtowaniu mojej osobowości był kiosk Ruchu na Stacji Siemiatycze. Gdy byłam młodą dziewczyną, to właśnie on był moim epicentrum świata. W tej siermiężnej rzeczywistości - on tętnił kolorami okładek czasopism. Wracając ze szkoły - kupowałam je wszystkie, jak leci. I czytałam - też jak leci. Nieważne, czy rozumiałam, czy nie. Wtedy pierwszy raz narodziły się takie marzenia, żeby stąd wyfrunąć.

- Chciałaś się stąd wyrwać, teraz masz do tych miejsc wielki sentyment...

- Teraz oczywiście na Podlasie wracam z wielką miłością, ale jest taki moment w życiu każdego chyba człowieka z małej miejscowości, że chce się wyrwać stamtąd, że pragnie dla siebie lepszego życia. Wtedy w dzieciństwie napełniałam tę moją studnię inspiracji strasznie skondensowanymi marzeniami. Te moje marzenia przybrały na sile, kiedy wertowałam te wszystkie czasopisma z kiosku Ruchu, kiedy u siebie w domu prowadziłam punkt biblioteczny, który miałam u siebie w domu i czytałam za całą wieś. Wyprosiłam punkt biblioteczny u pań bibliotekarek, co dwa miesiące wymieniałam książki, nosząc je w wielkich kraciastych torbach. I żeby udowodnić, że jest głód czytelnictwa, po prostu czytałam za wszystkich. Nikt nie przychodził. Miałam też głód pisania, więc wydawałam gazetkę. W końcu któryś ze starszych kolegów chciał mi sprawić manto, gdy zabawiłam się w dziennikarza śledczego i opisałam jego romans z koleżanką.

- Teraz Podlasie postrzegasz zupełnie inaczej.

- Po latach poczułam, że mimo że może nie ma tu za wiele możliwości, to potencjał tego miejsca jest ogromny: wielokulturowość, przyroda, historia, czyste powietrze. I zaczęłam nawet może i gloryfikować to Podlasie, zwłaszcza gdy już wyjechałam do Belgii. Tam z taką pasją tam o tym Podlasiu opowiadam, że wiele osób przyjechało już skonfrontować te moje opowieści z rzeczywistością.

- Twoje książki są też bardzo kobiece. W Polsce wiele kobiet boi się być nazwaną feministką.

- Bo wielu myśli, że jak feministka, to od razu taka wojująca. A ja bardzo cenię swoją kobiecość. Ale uważam, że my kobiety mamy potencjał nawet większy niż mężczyźni. Jesteśmy bardziej elastyczne, bardziej potrafimy przystosować się do różnych sytuacji, ale też pokierować nimi. Także uważam, że kobiecość to jest fascynująca sprawa. Ja zawsze w moim życiu wzorowałam się na kobietach, także z Podlasia.

Agnieszka Korzeniewska

Rocznik 68. Pochodzi z malowniczej wsi na Podlasiu niedaleko Siemiatycz Spełniona matka Jakuba, żona i właścicielka trzech psów. Niepoprawna optymistka, głosząca pochwałę kobiecości. Studiowała na Uniwersytecie Gdańskim , absolwentka UKSW, do niedawna pracownik amerykańskiej firmy konsultingowej w Brukseli, gdzie przez wiele lat pracowała w dziale marketingu. Ma za sobą epizod pracy z więźniami i własny biznes. Swoje marzenia zaczęła spełniać po czterdziestce. Od 20 lat związana z Brukselą, gdzie mieszka nieprzerwanie od lat 11. Autorka książki „Zabiorę Cię jesienią do Brukseli” - nietypowego przewodnika po Brukseli, który jest zbiorem malowniczych opowieści o mieście i związanych z nim ludziach. Propagatorka Podlasia. Zakochana w nim do szaleństwa.

Nad jej najnowszą książką „W deszczu tańcz” Gazeta Współczesna objęła patronat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna