Sławomir Młynarczyk zamówił przez serwis aukcyjny w internecie lampy do samochodu. Sprzedawca z Wołomina przysłał mu je, ale nie pasowały do modelu auta. Klient postanowił więc zwrócić towar, bo prawo daje mu na to 10 dni.
Niestety, do dziś nie odzyskał pieniędzy, a sprawa wydaje się nie mieć końca.
Jak ciężko wyegzekwować prawo do zwrotu towaru zakupionego w sieci, pan Sławomir przekonuje się już od... roku. Pięć razy wysyłał towar do sprzedawcy, za każdym razem ustalając z nim telefonicznie warunki zwrotu. Sprzedawca ani razu nie odebrał paczki, nawet po rozmowach z rzecznikiem praw konsumenta i policjantami.
Lampy kosztowały 450 zł, a wysyłanie ich z powrotem do sprzedawcy już 170 zł. O nerwach nie wspominając.
Młynarczyk o sprawie zawiadomił łomżyńską prokuraturę. Ta jednak odmówiła wszczęcia postępowania. Wczoraj nasz Czytelnik spotkał się z szefem "rejonówki" prok. Tomaszem Wilkiem, by wyjaśnić dlaczego.
- Trzeba odróżnić oszustwo internetowe, gdy np. w paczce przychodzi cegła zamiast zamówionego towaru od złej woli sprzedawcy, jak jest to w tym przypadku - tłumaczy Tomasz Wilk. - Zapewniam, że spróbujemy pomóc panu
Młynarczykowi.
Jednak osobom poszkodowanym w podobny sposób doradzam wystąpienie do sądu z powództwa cywilnego.
Prokuratura nakazała jednak policjantom z Jedwabnego ponownie zająć się sprawą p. Młynarczyka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?