By ratować dwuletnią dziewczynkę, mama zrzuciła ją z okna na poddaszu. Później sama skoczyła. Syna nie udało się uratować.
Pożar wybuchł w piątek przed północą na poddaszu drewnianego domu, w którym były mieszkania socjalne.
- W pewnym momencie usłyszałem, że z góry zbiega sąsiad i krzyczy: „Zabierajcie dzieci! Uciekajcie! Pali się!” - opowiada były mieszkaniec spalonego domu. - Wszyscy zaczęliśmy wybiegać na zewnątrz. Nawet ciepłych ubrań nie zdążyliśmy zabrać. Później był chaos. Strażacy próbowali gasić pożar, ale mieli problemy, bo najbliższy hydrant nie działał. Część pojazdów strażackich pojechała nie na tę ulicę. Tymczasem sąsiadka z góry uciekała z dzieckiem przez okno. Nie mam pojęcia, dlaczego Kuba tam został. My straciliśmy dobytek, ale ich dotknęła prawdziwa tragedia.
W domu mieszkało pięć rodzin, łącznie 17 osób. Wszystkim udało się uciec z budynku. Został tylko Kuba.
- Strażacy próbowali wejść do pomieszczenia na poddaszu, w którym prawdopodobnie był 7-latek, ale zaczął walić się płonący strop i musieli go ugasić - mówi Jan Szkoda, zastępca komendanta bielskiej straży pożarnej. - Dodatkowo dotarcie do chłopca utrudniał skomplikowany układ pomieszczeń.
Gdy w końcu Kubę znaleziono, już nie żył.
-To był fajny chłopak - wspomina go kolega z sąsiedztwa. - Był harcerzem, dzień wcześniej miał ślubowanie pierwszoklasistów.
Po pożarze mama i dwuletnia siostra Kuby trafiły do szpitala. Pozostałym mieszkańcom miasto zaproponowało nocleg w hotelu, ale odmówili. Nocują u sąsiadów, rodzin, znajomych.
- Najpóźniej w środę znajdziemy dla nich mieszkania zastępcze - zapewnia Jarosław Borowski, burmistrz Bielska.
Akcję zbierania ciepłej odzieży dla poszkodowanych prowadzą bielscy harcerze.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?