Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prokuratura: więził, pobił, zabił i poćwiartował ciało. W procesie odwoławczym ws. zbrodni w Zelwie domaga się dla 49-latka dożywocia

Izabela Krzewska
Izabela Krzewska
Oskarżonego nie było na rozprawie odwoławczej. W pierwszym procesie nie przyznał się do winy. Potwierdził tylko, że wspólnie z pokrzywdzonym był na ognisku, na które umówili się dzień wcześniej.
Oskarżonego nie było na rozprawie odwoławczej. W pierwszym procesie nie przyznał się do winy. Potwierdził tylko, że wspólnie z pokrzywdzonym był na ognisku, na które umówili się dzień wcześniej. fot. Izabela Krzewska / Polska Press
Do zbrodni doszło 22 lata temu. Osądzony po dwóch dekadach Witold Zdancewicz został nieprawomocnie skazany na 25 lat więzienia. W opinii śledczych to kara rażąco łagodna. Domagają się dożywotniego pozbawienia wolności. Obrońca 49-latka uniewinnienia.

Obie strony złożyły odwołania. W czwartek sprawa trafiła na wokandę Sądu Apelacyjnego w Białymstoku. Zdaniem obrońcy w sprawie jest wiele wątpliwości wynikających m.in. ze sprzecznych zeznań świadków. Opinia biegłego z zakresu medycyny sądowej jest niekompletna, ponieważ opis obrażeń i mechanizmu zadawania ciosów nożem nie zawiera odniesienia do cech oskarżonego (wzrostu, czy leworęczności). Ponad to podkreśla brak motywu oraz brak śladów biologicznych ofiary w aucie Zdancewicza, którym miały być przetransportowane zwłoki, a także DNA oskarżonego na narzędziu zbrodni.

Czytaj też:

- Nie mieści się w zdrowym rozsądku, żeby trzech pijanych mężczyzn, którzy mieli uderzać kijami pokrzywdzonego wiele razy i przez wiele godzin, następnie zadawać mu ciosy nożem, nie mieliby śladów krwi, które nie naniosłyby się na przestrzeń pojazdu - powtarzał kilkukrotnie w mowie końcowej adw. Paweł Świetlicki.

Przekonywał, że Witold Zdancewicz (sąd zgodził się na publikację jego nazwiska oraz wizerunku) nie brał udziału w zabójstwie, pozostali oskarżeni obciążają go, aby się "wybielić". Powinien zostać uniewinniony. Z tzw. ostrożności procesowej złożył też wniosek o złagodzenie kary do 8 lat więzienia lub ponowny proces. Jeśli chodzi o drugi z zarzucanych oskarżonemu czynów, czyli porwania, zdaniem adwokata karalność czynu się przedawniła i dlatego ten wątek powinien zostać umorzony.

Innego zdania jest prokurator. Nie tylko uważa, że Witold Zdancewicz może odpowiadać karnie za bezprawne pozbawienie wolności Stanisława B., ale zarówno za to, jak i zabójstwo powinien ponieść surowszą karę.

- Przecież on był osobą decydującą, miał kajdanki, zdecydował o przekłuciu do drzewa. Decydował o tym, co stanie się z ciałem. Udostępnił swój samochód. Dokonał odcięcia głowy, zakopując tułów i głowę w oddzielnych miejscach - wymieniała Urszula Sobolewska-Deluga z Prokuratury Okręgowej w Suwałkach. - Pozbawił ojca małoletnich dzieci. Nie liczył się z wołaniem o pomoc pokrzywdzonego, postępował w sposób bestialski, agresywny, brutalny

Przypomniała, że 49-latek przed zatrzymaniem wyjechał do Francji, gdzie także został skazany za zabójstwo. Biegli psychiatrzy badający jego osobowość stwierdzili zaś, że jest duże prawdopodobieństwo popełnienia przez niego kolejnego przestępstwa z użyciem przemocy.

Zobacz także:

- Koniecznym jest przede wszystkim zabezpieczenie społeczeństwa przed oskarżonym, ponieważ - zdaniem oskarżyciela publicznego - absolutnie nie rokuje żadnych szans na powrót do społeczeństwa i na resocjalizację - uważa prokurator. Chce dla Witolda Z. dożywocia oraz wprowadzenia ograniczenia do możliwości skorzystania przez niego z warunkowego przedterminowego zwolnienia dopiero po 35 latach.

Decyzja sądu apelacyjnego poznamy 15 czerwca.

To była jedna z najgłośniejszych zbrodni w regionie. W czerwcu 2000 r. grupa mężczyzn wybrała się na ognisko do lasu, nad jezioro, niedaleko Zelwy (gmina Giby). Podczas suto zakrapianej biesiady jej uczestnicy zaczęli sprzeczać się ze Stanisławem B., a później go bić. Przed sądem uczestnicy krwawej libacji (także oskarżeni w odrębnym procesie; dwaj najbardziej aktywni sami zostali skazani za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem na 25 lat więzienia) oskarżali Witolda Zdancewicza, że działali na jego zlecenie. Bali się go, więc posłusznie wykonywali wszystkie polecenia. A zabili Stanisława B., bo rzekomo nie oddał noża ich „przywódcy”. Sejnianin bronił się, próbował uciekać ale nic to nie dało. Sprawcy dopadli go, przywiązali do drzewa, a następnie pili i przez kilka godzin katowali kijem. W końcu zadali mu śmiertelne ciosy nożem w okolice serca. Rozebrane ciało ofiary poćwiartowali. Kilka kilometrów dalej zakopali na żwirowisku tułów, a głowę w innym miejscu w lesie.

Za Witoldem Z. w 2003 r. suwalska prokuratura wydała Europejski Nakaz Zatrzymania. Wtedy okazało się, że mężczyzna przebywa we francuskim więzieniu. Dopiero w czerwcu 2021 r. możliwa była jego ekstradycja. 49-latek pozostaje w tymczasowym areszcie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zmiany w rządzie. Donald Tusk przedstawił nowych ministrów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna