Każda epoka ma swój własny koniec świata. Nie sposób zliczyć, ile w dziejach ludzkości było już apokaliptycznych przepowiedni. Bodaj najwięcej strachu najedli się ci, którzy żyli na przełomie 999 i 1000 roku. Wtedy to - zgodnie z proroctwem Sybilli - miał przebudzić się, uwięziony w lochach Watykanu, ognisty smok Lewiatan. To właśnie za jego sprawą w sylwestrową noc miała czekać świat ostateczna zagłada. Koniec końców, ludzie nie doczekali się zapowiadanej apokalipsy, a ich przerażenie szybko ustąpiło miejsca powszechnej radości. Pamiątką po tamtym wydarzeniu są huczne zabawy sylwestrowe.
Einstein i pszczoły
Globalny kataklizm miał też nadejść w lipcu 1999 roku. Przynajmniej tak twierdzili ci, którzy studiowali "Centurie" Nostradamusa. Katastrofa jednak nie nastąpiła, co bynajmniej nie zraziło osób, które ją zapowiadały i teraz wzięły się za wyszukiwanie kolejnych przepowiedni.
Aktualnie uwaga świata skierowana jest na kalendarz Majów, który kończy się... w tym roku, na dacie 21 grudnia 2012. Tego dnia - jak twierdzą znawcy tematu - nasza planeta zostanie zniszczona przez niewyobrażalny kataklizm.
Wobec tych wszystkich apokaliptycznych wizji przypomniano też sobie słowa Alberta Einsteina, który twierdził, że "jeżeli pszczoły znikną z powierzchni Ziemi, to człowiekowi pozostaną tylko cztery lata życia". A że z roku na rok pszczół jest coraz mniej, to słowa wybitnego fizyka potraktowano jako zapowiedź nieuchronnego zbliżania się końca świata.
Z twierdzeniem Einsteina polemizowali biolodzy. Według poczynionych przez nich obliczeń, ludzkość przetrwa bez pszczół nie cztery, tylko... dziesięć lat. Różnica jest zatem niewielka.
A co na ten temat sądzą pszczelarze? Właściciele pasiek już kilka lat temu alarmowali, że z pszczołami dzieje się coś złego.
Chemia szkodzi owadom
Józef Zajkowski mieszka w Sokółce. Razem z synem Wojciechem prowadzi jedną z największych pasiek na Podlasiu. W sumie Zajkowscy mają blisko 600 uli.
- Kiedyś pszczelarstwo wyglądało zupełnie inaczej. Przede wszystkim pszczoły były w lepszej kondycji, bo nie szkodziła im powszechnie stosowana w rolnictwie chemia. Środki ochrony roślin niszczą nie tylko zdrowie ludzi, ale też owadów - tłumaczy sokólski bartnik.
Józef Zajkowski zainteresował się pszczelarstwem dzięki swojemu ojcu Piotrowi. Pasiekę prowadził też jego dziadek Aleksander. Ten ostatni gospodarzył w Laudańszczyźnie koło Suchowoli. Natomiast Piotr Zajkowski hodował pszczoły w pobliskiej Kopciówce.
- Wobec takich rodzinnych tradycji, nie miałem innego wyjścia, jak tylko zostać pszczelarzem - przyznaje Józef Zajkowski.
Po skończeniu szkoły rolniczej, kontynuował edukację w Pszczelej Woli koło Lublina. Później otrzymał nakaz pracy w Górzynie w województwie wrocławskim, gdzie przez cztery lata pilnował państwowej pasieki. Ale przyszedł czas, żeby pójść na swoje. O rozwoju jego pszczelarskiej pasji zadecydowała wizyta w pasiece Wincentego Bałakiera w Poganicy koło Sidry.
Ule dostał w prezencie ślubnym
- Wincenty był wówczas największym pszczelarzem na terenie powiatu sokólskiego. Do jego pasieki przyjeżdżało wielu początkujących bartników. Każdy mógł liczyć na dobrą radę - wspomina Józef Zajkowski.
Wincenty Bałakier miał córkę Janinę, która została żoną Józefa. Był rok 1968. Młodzi zamieszkali w Sokółce. Wincenty Bałakier podarował im w prezencie ślubnym... pięć uli. Zajkowscy systematycznie powiększali swoją pasiekę. W 1993 roku mieli już 150 pszczelich rodzin.
- Ostatecznie nasza pasieka rozrosła się do prawie 600 uli. Rozstawiliśmy je w różnych zakątkach powiatu sokólskiego. Dzięki naszym zabiegom mamy miody, które zadowolą nawet najbardziej wybrednych smakoszy, a produkty bartnika sokólskiego trafiają do odbiorców krajowych i zagranicznych - podkreśla Józef Zajkowski.
Jego pasiekę często odwiedzają inni pszczelarze. Takie wizyty są doskonałą okazją, żeby porozmawiać o sprawach związanych z bartnictwem.
Z Polski do Kanady
Ostatnio w gospodarstwie jednego z największych podlaskich pszczelarzy zatrzymali się Jadwiga i Tadeusz Pala. 26 lat temu pan Tadeusz wyjechał z Bielawy koło Wrocławia do Kanady.
- W Polsce hodowałem pszczoły. Byłem mistrzem pszczelarstwa, ale postanowiłem spróbować szczęścia w Kanadzie - opowiada Tadeusz Pala.
Zatrzymał się w stanie Alberta. Tam znalazł pracę u pszczelarza. Swoją posadę zostawił po ośmiu latach.
- Chciałem pracować na własny rachunek - wyjaśnia.
Zaczynał od 315 uli. Było to w 1994 roku. Pierwsze trzy lata zapamiętał jako bardzo urodzajny okres.
- Z jednego ula wybierało się nawet 180 kilogramów miodu! Potem miodobrania nie były już tak obfite. Plony spadły do 90, a później 60 kilogramów z ula - wyznaje Tadeusz Pala.
Polski bartnik szybko stał się właścicielem największej pasieki w kanadyjskim stanie Alberta.
- W naszym gospodarstwie jest 10 tysięcy uli - podkreśla z dumą pan Tadeusz.
Do ubiegłego roku tę olbrzymią pasiekę prowadził razem z żoną Jadwigą i dwoma synami - Arturem i Danielem.
- Postanowiłem jednak zostawić kanadyjskie gospodarstwo pod czujnym okiem synów i wrócić do Polski - śmieje się Tadeusz Pala.
Małżonkowie przyjechali do podwrocławskiej Bielawy, żeby zająć się prowadzeniem kolejnej pasieki.
- Tym razem zaczynałem od 19 uli, żeby po roku mieć już 137 rodzin pszczelich. Jak widać, bartnictwo to moje życie. Nie wyobrażam sobie, żebym miał robić coś innego - dodaje mężczyzna.
Uwaga na niedźwiedzie
Zarówno Józef Zajkowski, jak też Tadeusz Pala poczynili identyczne obserwacje. Nieważne, czy ma się pasiekę w Polsce, czy w Kanadzie, i tu i tam wrogiem numer jeden dla pszczół jest chemia. Środki ochrony rozkładają się w tkankach roślinnych, nie wyłączając pyłku, z którym pszczoły mają bezpośredni kontakt.
- Niestety, żyjemy w czasach, kiedy chemia opanowała niemal wszystkie dziedziny życia. Organizm ludzki radzi z nią sobie coraz gorzej, a przecież pszczoła jest znacznie bardziej delikatna niż człowiek. Stosowane w rolnictwie opryski niszczą te małe, ale jakże pożyteczne owady - jednym głosem mówią bartnicy.
Właściciele pasiek muszą zmagać się z jeszcze jednym problemem, a mianowicie z pojawiającymi się coraz częściej chorobami pszczół. Zarażone owady trudno uratować. W tym przypadku wina też leży po stronie środków ochrony roślin.
Na północy Kanady pszczoły mają jeszcze jednego poważnego wroga. To niedźwiedzie.
- Gdyby nie one, produkcja miodu z pewnością byłaby dużo większa. Niedźwiedzie wyrządzają w pasiekach wiele szkód. Tylko drewniane i styropianowe elementy uli nie padają ich ofiarą. Resztę pałaszują z wielkim smakiem. Wosk, pierzga, larwy, miód, pszczoły to dla nich nie lada uczta. Ostatecznie niedźwiedzie wiedzą, że kanadyjski miód to prawdziwy rarytas - tłumaczy Tadeusz Pala.
Klęska głodu jest możliwa
Fakt pozostaje faktem, że światowa populacja pszczół, tak bardzo ważnych z punktu widzenia pojedynczych ekosystemów i całej planety, ciągle się zmniejsza. W niektórych regionach świata nawet o ponad 90 proc.! Największe straty odnotowano dotychczas w Stanach Zjednoczonych, Hiszpanii, Francji, Wielkiej Brytanii.
Naukowcy biją na alarm i przypominają, że najpoważniejszą konsekwencją zjawiska masowego wymierania pszczół jest ograniczenie zapylania kwiatów, a - co za tym idzie - załamanie produkcji zboża, warzyw i owoców. Jednym słowem - grozi nam klęska głodu! I to na globalną skalę.
Kiedyś już zdarzyło się coś podobnego. W latach 536 - 537, przez półtora roku niebo pomiędzy Europą i Azją zasłoniła tajemnicza chmura. Za jej przyczyną do Ziemi nie docierały promienie słoneczne. Wegetacja roślin została wstrzymana. Kroniki podają, że w tym krytycznym czasie z powodu głodu wymarła 1/3 mieszkańców Stareg Kontynentu, 80 proc. Chińczyków i aż 90 proc. Skandynawów. Tajemnicza chmura mogła być skutkiem potężnej erupcji wulkanu.
Z optymizmem w przyszłość
- Oczywiście słyszałem, co na temat pszczół powiedział Albert Einstein. Nikt z nas jednak nie wie, kiedy nadejdzie ten krytyczny moment dla pszczelarstwa, a w konsekwencji dla życia ma ziemi. Miejmy nadzieję, że niezbyt szybko - mówi z nadzieją Józef Zajkowski z Sokółki.
Póki co, bartnikom nie pozostaje nic innego, jak tylko dbać o swoje pasieki.
- Bez miodu trudno żyć - kwituje bartnik sokólski. - Nie na darmo nazywa się go pokarmem Bogów. Miód daje siłę, zdrowie i pozwala pozytywnie spojrzeć na świat. A przecież wiadomo, że zdrowy i szczęśliwy człowiek człowiek nie boi się nawet najbardziej apokaliptyczych wizji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?