Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pszczoły przewidziały koniec świata. Wszystko o tych niezwykłych owadach

Dorota Biziuk [email protected]
Jadwiga i Tadeusz Pala przez wiele lat prowadzili największą pasiekę na północy Kanady. O pszczołach wiedzą wszystko. Na zdjęciu: z Wojciechem Zajkowskim (z lewej).
Jadwiga i Tadeusz Pala przez wiele lat prowadzili największą pasiekę na północy Kanady. O pszczołach wiedzą wszystko. Na zdjęciu: z Wojciechem Zajkowskim (z lewej). Dorota Biziuk
Pszczoły nie tylko zapylają rośliny i produkują miód. Tym małym owadom przypisano jeszcze inną rolę - bacznie je obserwując można uzyskać odpowiedź na pytanie: ile będzie istniał świat?

Każda epoka ma swój własny koniec świata. Nie sposób zliczyć, ile w dziejach ludzkości było już apokaliptycznych przepowiedni. Bodaj najwięcej strachu najedli się ci, którzy żyli na przełomie 999 i 1000 roku. Wtedy to - zgodnie z proroctwem Sybilli - miał przebudzić się, uwięziony w lochach Watykanu, ognisty smok Lewiatan. To właśnie za jego sprawą w sylwestrową noc miała czekać świat ostateczna zagłada. Koniec końców, ludzie nie doczekali się zapowiadanej apokalipsy, a ich przerażenie szybko ustąpiło miejsca powszechnej radości. Pamiątką po tamtym wydarzeniu są huczne zabawy sylwestrowe.

Einstein i pszczoły

Globalny kataklizm miał też nadejść w lipcu 1999 roku. Przynajmniej tak twierdzili ci, którzy studiowali "Centurie" Nostradamusa. Katastrofa jednak nie nastąpiła, co bynajmniej nie zraziło osób, które ją zapowiadały i teraz wzięły się za wyszukiwanie kolejnych przepowiedni.

Aktualnie uwaga świata skierowana jest na kalendarz Majów, który kończy się... w tym roku, na dacie 21 grudnia 2012. Tego dnia - jak twierdzą znawcy tematu - nasza planeta zostanie zniszczona przez niewyobrażalny kataklizm.
Wobec tych wszystkich apokaliptycznych wizji przypomniano też sobie słowa Alberta Einsteina, który twierdził, że "jeżeli pszczoły znikną z powierzchni Ziemi, to człowiekowi pozostaną tylko cztery lata życia". A że z roku na rok pszczół jest coraz mniej, to słowa wybitnego fizyka potraktowano jako zapowiedź nieuchronnego zbliżania się końca świata.
Z twierdzeniem Einsteina polemizowali biolodzy. Według poczynionych przez nich obliczeń, ludzkość przetrwa bez pszczół nie cztery, tylko... dziesięć lat. Różnica jest zatem niewielka.
A co na ten temat sądzą pszczelarze? Właściciele pasiek już kilka lat temu alarmowali, że z pszczołami dzieje się coś złego.

Chemia szkodzi owadom

Józef Zajkowski mieszka w Sokółce. Razem z synem Wojciechem prowadzi jedną z największych pasiek na Podlasiu. W sumie Zajkowscy mają blisko 600 uli.
- Kiedyś pszczelarstwo wyglądało zupełnie inaczej. Przede wszystkim pszczoły były w lepszej kondycji, bo nie szkodziła im powszechnie stosowana w rolnictwie chemia. Środki ochrony roślin niszczą nie tylko zdrowie ludzi, ale też owadów - tłumaczy sokólski bartnik.
Józef Zajkowski zainteresował się pszczelarstwem dzięki swojemu ojcu Piotrowi. Pasiekę prowadził też jego dziadek Aleksander. Ten ostatni gospodarzył w Laudańszczyźnie koło Suchowoli. Natomiast Piotr Zajkowski hodował pszczoły w pobliskiej Kopciówce.
- Wobec takich rodzinnych tradycji, nie miałem innego wyjścia, jak tylko zostać pszczelarzem - przyznaje Józef Zajkowski.

Po skończeniu szkoły rolniczej, kontynuował edukację w Pszczelej Woli koło Lublina. Później otrzymał nakaz pracy w Górzynie w województwie wrocławskim, gdzie przez cztery lata pilnował państwowej pasieki. Ale przyszedł czas, żeby pójść na swoje. O rozwoju jego pszczelarskiej pasji zadecydowała wizyta w pasiece Wincentego Bałakiera w Poganicy koło Sidry.

Ule dostał w prezencie ślubnym

- Wincenty był wówczas największym pszczelarzem na terenie powiatu sokólskiego. Do jego pasieki przyjeżdżało wielu początkujących bartników. Każdy mógł liczyć na dobrą radę - wspomina Józef Zajkowski.

Wincenty Bałakier miał córkę Janinę, która została żoną Józefa. Był rok 1968. Młodzi zamieszkali w Sokółce. Wincenty Bałakier podarował im w prezencie ślubnym... pięć uli. Zajkowscy systematycznie powiększali swoją pasiekę. W 1993 roku mieli już 150 pszczelich rodzin.

- Ostatecznie nasza pasieka rozrosła się do prawie 600 uli. Rozstawiliśmy je w różnych zakątkach powiatu sokólskiego. Dzięki naszym zabiegom mamy miody, które zadowolą nawet najbardziej wybrednych smakoszy, a produkty bartnika sokólskiego trafiają do odbiorców krajowych i zagranicznych - podkreśla Józef Zajkowski.

Jego pasiekę często odwiedzają inni pszczelarze. Takie wizyty są doskonałą okazją, żeby porozmawiać o sprawach związanych z bartnictwem.

Z Polski do Kanady

Ostatnio w gospodarstwie jednego z największych podlaskich pszczelarzy zatrzymali się Jadwiga i Tadeusz Pala. 26 lat temu pan Tadeusz wyjechał z Bielawy koło Wrocławia do Kanady.

- W Polsce hodowałem pszczoły. Byłem mistrzem pszczelarstwa, ale postanowiłem spróbować szczęścia w Kanadzie - opowiada Tadeusz Pala.
Zatrzymał się w stanie Alberta. Tam znalazł pracę u pszczelarza. Swoją posadę zostawił po ośmiu latach.

- Chciałem pracować na własny rachunek - wyjaśnia.

Zaczynał od 315 uli. Było to w 1994 roku. Pierwsze trzy lata zapamiętał jako bardzo urodzajny okres.

- Z jednego ula wybierało się nawet 180 kilogramów miodu! Potem miodobrania nie były już tak obfite. Plony spadły do 90, a później 60 kilogramów z ula - wyznaje Tadeusz Pala.
Polski bartnik szybko stał się właścicielem największej pasieki w kanadyjskim stanie Alberta.

- W naszym gospodarstwie jest 10 tysięcy uli - podkreśla z dumą pan Tadeusz.
Do ubiegłego roku tę olbrzymią pasiekę prowadził razem z żoną Jadwigą i dwoma synami - Arturem i Danielem.

- Postanowiłem jednak zostawić kanadyjskie gospodarstwo pod czujnym okiem synów i wrócić do Polski - śmieje się Tadeusz Pala.

Małżonkowie przyjechali do podwrocławskiej Bielawy, żeby zająć się prowadzeniem kolejnej pasieki.

- Tym razem zaczynałem od 19 uli, żeby po roku mieć już 137 rodzin pszczelich. Jak widać, bartnictwo to moje życie. Nie wyobrażam sobie, żebym miał robić coś innego - dodaje mężczyzna.

Uwaga na niedźwiedzie

Zarówno Józef Zajkowski, jak też Tadeusz Pala poczynili identyczne obserwacje. Nieważne, czy ma się pasiekę w Polsce, czy w Kanadzie, i tu i tam wrogiem numer jeden dla pszczół jest chemia. Środki ochrony rozkładają się w tkankach roślinnych, nie wyłączając pyłku, z którym pszczoły mają bezpośredni kontakt.

- Niestety, żyjemy w czasach, kiedy chemia opanowała niemal wszystkie dziedziny życia. Organizm ludzki radzi z nią sobie coraz gorzej, a przecież pszczoła jest znacznie bardziej delikatna niż człowiek. Stosowane w rolnictwie opryski niszczą te małe, ale jakże pożyteczne owady - jednym głosem mówią bartnicy.

Właściciele pasiek muszą zmagać się z jeszcze jednym problemem, a mianowicie z pojawiającymi się coraz częściej chorobami pszczół. Zarażone owady trudno uratować. W tym przypadku wina też leży po stronie środków ochrony roślin.

Na północy Kanady pszczoły mają jeszcze jednego poważnego wroga. To niedźwiedzie.
- Gdyby nie one, produkcja miodu z pewnością byłaby dużo większa. Niedźwiedzie wyrządzają w pasiekach wiele szkód. Tylko drewniane i styropianowe elementy uli nie padają ich ofiarą. Resztę pałaszują z wielkim smakiem. Wosk, pierzga, larwy, miód, pszczoły to dla nich nie lada uczta. Ostatecznie niedźwiedzie wiedzą, że kanadyjski miód to prawdziwy rarytas - tłumaczy Tadeusz Pala.

Klęska głodu jest możliwa

Fakt pozostaje faktem, że światowa populacja pszczół, tak bardzo ważnych z punktu widzenia pojedynczych ekosystemów i całej planety, ciągle się zmniejsza. W niektórych regionach świata nawet o ponad 90 proc.! Największe straty odnotowano dotychczas w Stanach Zjednoczonych, Hiszpanii, Francji, Wielkiej Brytanii.

Naukowcy biją na alarm i przypominają, że najpoważniejszą konsekwencją zjawiska masowego wymierania pszczół jest ograniczenie zapylania kwiatów, a - co za tym idzie - załamanie produkcji zboża, warzyw i owoców. Jednym słowem - grozi nam klęska głodu! I to na globalną skalę.

Kiedyś już zdarzyło się coś podobnego. W latach 536 - 537, przez półtora roku niebo pomiędzy Europą i Azją zasłoniła tajemnicza chmura. Za jej przyczyną do Ziemi nie docierały promienie słoneczne. Wegetacja roślin została wstrzymana. Kroniki podają, że w tym krytycznym czasie z powodu głodu wymarła 1/3 mieszkańców Stareg Kontynentu, 80 proc. Chińczyków i aż 90 proc. Skandynawów. Tajemnicza chmura mogła być skutkiem potężnej erupcji wulkanu.

Z optymizmem w przyszłość

- Oczywiście słyszałem, co na temat pszczół powiedział Albert Einstein. Nikt z nas jednak nie wie, kiedy nadejdzie ten krytyczny moment dla pszczelarstwa, a w konsekwencji dla życia ma ziemi. Miejmy nadzieję, że niezbyt szybko - mówi z nadzieją Józef Zajkowski z Sokółki.
Póki co, bartnikom nie pozostaje nic innego, jak tylko dbać o swoje pasieki.
- Bez miodu trudno żyć - kwituje bartnik sokólski. - Nie na darmo nazywa się go pokarmem Bogów. Miód daje siłę, zdrowie i pozwala pozytywnie spojrzeć na świat. A przecież wiadomo, że zdrowy i szczęśliwy człowiek człowiek nie boi się nawet najbardziej apokaliptyczych wizji.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna