Skandal w kościele? Opuścili mszę na znak protestu

W niedzielę, w sejneńskiej bazylice, wbrew deklaracjom, nie było nabożeństwa w języku litewskim - alarmują przedstawiciele mniejszości narodowej. - Chór, na znak protestu, nie zaśpiewał, a polski duchowny podczas kazania próbował tłumaczyć, że nic się nie stało.

Litwinów zirytował też fakt, że w trakcie niedzielnej mszy były zbierane datki na remont świątyni.
- Dlaczego mamy dokładać się do odbudowy kościoła, w którym nie możemy modlić się w języku ojczystym? - pytają. - Może pora zbudować własny? Zainwestowaliśmy w szkołę i dzięki temu nasze dzieci mogą spokojnie uczyć się języka naszych ojców.

To już tradycja, że w niedziele o godz. 13, w bazylice nabożeństwa odprawiane są w języku litewskim. Do tej pory celebrował je ksiądz z Litwy, który był delegowany do pracy w sejneńskiej parafii. Ale kilka tygodni temu duchowny poprosił o zwolnienie go z tych obowiązków.

- Chciał wrócić do kraju, argumentował to względami osobistymi - tłumaczył wówczas ks. Antoni Skowroński, kanclerz Kurii Biskupiej w Ełku. - A my nie mamy prawa, aby nie zgodzić się na to. Musieliśmy uszanować jego decyzję, choć skomplikowała nieco organizację pracy w sejneńskiej parafii.

Kanclerz dodał, że prowadzone są rozmowy z wileńską kurią na temat oddelegowania kolejnego księdza. Problem w tym, że ochotników do wyjazdu jest niewielu. Kuria postanowiła więc, że do czasu przyjazdu litewskiego wikariusza nabożeństwa będą celebrowane przez duchownych z Puńska, którzy doskonale władają językiem mniejszości.

- Na obietnicach się skończyło - obawiają się Litwini. - Mieliśmy tego przykład w ostatnią niedzielę. Niektórzy, na znak protestu, wyszli z kościoła.

Mniejszość zapowiada, że jeśli w najbliższą niedzielę sytuacja się powtórzy, to będą pisać skargi do biskupów - ełckiego i wileńskiego.