Strach przed odkleszczowymi chorobami powoduje jednak, że do lasów Puszczy Augustowskiej, Białowieskiej czy Knyszyńskiej przyjeżdża coraz mniej turystów z innych regionów Polski. Tylko najstarsi leśnicy i mieszkańcy tych terenów do kleszczy podchodzą ze spokojem.
- Kleszcze zawsze były, są i będą - mówią. - Tylko kiedyś tyle się o nich nie mówiło. A my nauczyliśmy się z nimi żyć.
Także specjaliści uspokajają - nie zawsze idąc do lasu musimy spotkać kleszcza, a nawet jeśli tak się stanie, niekoniecznie musi on przenosić groźne wirusy.
Znane od dawna
Wbrew powszechnemu mniemaniu, kleszcze towarzyszą ludziom od lat i najprawdopodobniej od początku niosły za sobą zagrożenie dla ludzkiego zdrowia.
Pierwsze przypadki kleszczowego zapalenia mózgu (kzm) zaobserwowano już w 1937 roku w tajdze syberyjskiej. Pierwsze dane świadczące o obecności wirusa kzm w Polsce pojawiły się w latach 50-tych, gdy u kilku osób z okolic Białowieży stwierdzono kliniczne objawy zachorowań wywołanych tym wirusem. Ale podobno już przed II wojną światową zdarzało się wiele podobnych zachorowań rozpoznawanych jako grypa z powikłaniami lub dur brzuszny. Dopiero od 1970 roku kzm zostało wydzielone z ogółu neuroinfekcji i jest rejestrowane oddzielnie jako kleszczowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i mózgu. Także od niedawna wyodrębniona jest inna odkleszczowa choroba - borelioza, niegdyś mylnie rozpoznawana np. jako reumatyzm.
Długo żyją i mało jedzą
Na świecie jest ok. 800 gatunków kleszczy, w Polsce - ok. 25. Są to osobniki długowieczne, żyją od 4 do 20 lat. W dodatku potrafią przetrwać długi okres czasu bez jedzenia (nawet półtora roku), a przy wyborze żywiciela nie są zbyt wybredne. Żerują głównie na zwierzętach, ale nierzadko atakują ludzi.
Biologiczna aktywność kleszczy rozpoczyna się w marcu i trwa nawet do listopada. Najbardziej aktywne są na przełomie czerwca i lipca. Najczęściej spotykanymi kleszczami są kleszcze pastwiskowe żyjące na obszarach leśnych w wilgotnej ściółce i bogatym runie lub na skrajach lasów graniczących z łąkami. Ale coraz częściej kleszcze spotkać można też na terenach zielonych przylegających do osiedli mieszkaniowych. Przybywają tam np. na psie, który wrócił właśnie z wycieczki do lasu, przenoszone są też przez ptaki. Stąd nie są rzadkością kleszcze na działkach i w przydomowych ogródkach.
Utarło się przekonanie, że kleszcze atakują z góry czekając na ofiarę na leszczynie. Okazuje się jednak, że te małe pajęczaki, w różnych stadiach rozwoju żyją na różnych roślinach (w źdźbłach trawy, na roślinach do 1 metra wysokości), zaś dojrzałe osobniki wędrują na wysokość 1,5 metra.
Najczęstszym miejscem ukłuć przez kleszcza jest głowa, uszy, zgięcia stawów , ręce i nogi. U dzieci zaś szyja i głowa. Pajęczak wybiera więc takie zakamarki ludzkiego ciała, gdzie skóra jest cienka i delikatna. Właśnie te miejsca powinniśmy szczególnie chronić podczas wyprawy do lasu czy parku. Kleszcz wgryzając się w skórę wydziela przeciwbólową substancję maskując w ten sposób moment ukłucia. Przez 15 minut od ukłucia kleszcz wydziela substancje trawienne rozpuszczając ścianki komórek. Niestety wraz z wprowadzaną do organizmu żywiciela śliną kleszcz przenieść może drobnoustroje chorobotwórcze. Czasem reakcją na ugryzienie kleszcza jest tylko bolesność z małym zaczerwienieniem, zdarza się większa reakcja alergiczna. Natomiast jeśli kleszcz jest nosicielem wirusów czy bakterii, istnieje ryzyko zachorowania na jedną z chorób odkleszczowych: bakteryjną boreliozę, wirusowe zapalenie mózgu i pasożytniczą babeszjozę. To czy dojdzie do zakażenia zależy jednak od czasu kontaktu kleszcza z człowiekiem. Przy zakażeniu wirusowym wystarczy krótki, kilkugodzinny kontakt, a nawet wtarcie w skórę odchodów kleszcza. Przy zakażeniu bakteryjnym, kontakt z kleszczem musi być dłuższy, około 24 godzinny. Dlatego też idąc do lasu warto nie tylko ubrać się odpowiednio i ochronić skórę preparatami odstraszającymi kleszcze, ale i wyposażyć się w specjalną pompkę, która łatwo i bezboleśnie usuwa wkłutego kleszcza ze skóry. Przed najgroźniejszą kleszczową chorobą - zapaleniem mózgu ochroni nas też szczepionka.
Choroba zawodowa
- Zalecam szczepienia przeciwko kleszczowemu zapaleniu mózgu zwłaszcza dla pracowników pobliskiego Biebrzańskiego Parku Narodowego i rolników - mówi Włodzimierz Bołtruczuk, lekarz rodzinny z Trzciannego w woj. podlaskim. - To grupy szczególnie narażone na zachorowanie na kzm. Dwa lata temu szczepiłem także ekipę filmowców z Japonii, którzy przyjechali do nas kręcić film o występujących tylko na tym terenie wodniczce.
W Polsce dostępny jest tylko jeden rodzaj szczepionki przeciwko kzm. Nie ma natomiast żadnej ochrony przed boreliozą.
- I stwierdzam sporo przypadków zachorowań na boreliozę, szczególnie u leśników i pracowników parku biebrzańskiego - mówi doktor Bołtruczuk. - Dlatego borelioza jest większym problemem niż kzm.
Najbardziej narażeni na odkleszczowe zachorowania leśnicy przyznają, że nauczyli się z kleszczami żyć. Szczepią się przeciwko kzm i starają unikać dłuższych kontaktów z kleszczami.
- Generalnie po każdej wizycie w lesie obowiązuje zasada, że należy się dokładnie obejrzeć i usunąć ewentualne osobniki - mówi Aleksander Bołbot, zastępca dyrektora Białowieskiego Parku Narodowego. - Chociaż nasz strój terenowy jest dosyć szczelny i małe są możliwości wniknięcia kleszcza, ryzyko zawsze istnieje.
Aleksander Bołbot dodaje, że leśnicy żyją z kleszczami od lat i podchodzą do nich ze stoickim spokojem.
- Przyjmujemy je jako element naszej pracy, tak jak ktoś inny narażony jest np. na hałas czy chemię. Poza tym porównując ilość wizyt w lesie z ilością zachorowań na boreliozę, to okazuje się, że kleszcze nie są takie groźne.
Kleszcze za ryzyko zawodowe przyjmują też bezrobotni, którzy zbieraniem jagód czy grzybów reperują domowe budżety.
- Nie szczepię się, bo nie mam za co - opowiada kobieta, sprzedająca jagody na białostockim bazarze. - Po prostu idąc do lasu ubieram się najgrubiej i najszczelniej jak można. I po wyjściu z lasu oglądam. Kilkakrotnie znalazłam na sobie kleszcza, ale na szczęście na nic nie zachorowałam.
Wystraszeni turyści
Nie wszyscy jednak do kleszczy podchodzą z takim spokojem.
- Jeszcze dziesięć, piętnaście lat temu to u nas na polu namiotowym w wakacje nie można było znaleźć wolnego miejsca - opowiada pani Joanna, właścicielka pola biwakowego i ośrodka wypoczynkowego nad augustowskim jeziorem. - A domek rezerwować trzeba było jeszcze w marcu. Przyjeżdżali turyści z Białegostoku i Warszawy, Krakowa, goście z Niemiec. Od kiedy zaczęło być głośno o kleszczach właśnie na Podlasiu, polskich turystów jest mniej. Tak samo chętniej jak kiedyś przyjeżdżają tylko Niemcy i Austriacy, ale oni podobno kleszczy się nie boją. I nie psują sobie z tego powodu wakacji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?