MKTG SR - pasek na kartach artykułów

<I>Uciekli przed wojną i prześladowaniami. Chcą na stałe mieszkać w Polsce</I>

<B>Jolanta Gadek</b>
Najtrudniej jest przekonać czeczeńskie kobiety, żeby nie wynosiły jedzenia ze stołówki do pokoi. Chcą jak w domu usługiwać swym mężczyznom, podawać im posiłki. To stwarza pozory normalności, pozwala choć na chwilę zapomnieć o tym, że są na obcej ziemi, a w ich kraju trwa wojna. Od grudnia w Czerwonym Borze funkcjonuje ośrodek dla uchodźców, który wkrótce będzie największym ośrodkiem w Polsce.

Posępny czarnowłosy mężczyzna krąży przed bramką przy recepcji Ośrodka dla uchodźców w Czerwonym Borze. Gdy żółty renault kangoo zatrzymuje się na parkingu, natychmiast podchodzi do wysiadającego z auta Radosława Płużyńskiego, dyrektora ośrodka. Nie musi pytać, dyrektor wie, o co chodzi.
- Rebionka i żena ostali w bolnice - mówi Płużyński. Tłumaczy, że trzeba wykonać szereg badań, obserwować dzieci. Nie wiadomo jeszcze, ile potrwa pobyt w szpitalu.
Dzień przed naszą wizytą do ośrodka dotarło kolejnych piętnastu uchodźców z Czeczenii. Dzieci mężczyzny - sześcioletnia dziewczynka i trzyletni chłopiec przeziębiły się w drodze do Polski. Zanim przekroczyli granicę, przez kilka dni koczowali na białoruskim dworcu.
- Jestem częstym gościem w szpitalu w Zambrowie, wielu uchodźców potrzebuje pomocy medycznej - mówi Płużyński. - W tym tygodniu urodziło się tam nasze pierwsze dziecko. W grudniu przyjechała czeczeńska rodzina z dwiema córkami, kobieta była w zaawansowanej ciąży. Urodziła trzecią córkę, wkrótce wróci ze szpitala do ośrodka.
Uchodźcy w koszarach
Ośrodek dla uchodźców w Czerwonym Borze powstał w części budynków po zlikwidowanych Nadwiślańskich Jednostkach MSWiA. Starostwo powiatowe w Zambrowie przekazało je Urzędowi do spraw Repatriacji i Cudzoziemców. Docelowo ma to być jeden z największych, a może nawet największy ośrodek w Polsce - zamieszka tam trzystu uchodźców. Już dziś mieszkają w nim 154 osoby.
Na zaadaptowanie infrastruktury powojskowych budynków na potrzeby ośrodka Urząd ds. Repatriacji i Cudzoziemców wydał 200 tys zł. Szacuje się, że trzeba jeszcze wydać na ten cel 100 tys zł.

Ośrodki z powodu skąpych funduszy nie są w stanie zapewnić uchodźcom odzieży, której często brakuje. Potrzebne są też środki czystości i higieny osobistej. Nie ma zabawek dla dzieci, przydałyby się książki - zwłaszcza w języku rosyjskim. Każda pomoc materialna jest znacząca i mile widziana. Telefon do Ośrodka dla uchodźców w Czerwonym Borze - (86) 215-00-48, 215-00-49.

- To nie są duże kwoty, wziąwszy pod uwagę liczbę uchodźców - mówi Józef Węgrzyn, dyrektor wspomnianego urzędu. - I to, że został on utworzony głównie z myślą o rodzinach z dziećmi. W takiej sytuacji oprócz miejsc do spania, potrzeba jeszcze różnych pomieszczeń socjalnych - np. suszarni, kuchni, pralni...
Na razie na potrzeby ośrodka zaadaptowano dwa budynki. Wkrótce dołączony do nich zostanie trzeci. Tam będzie stołówka, która tymczasowo funkcjonuje w pomieszczeniach przeznaczonych na pokoje dla uchodźców. Dyrektor ośrodka planuje także uruchomienie świetlicy, sali telewizyjnej, klasy.
- Musimy dbać nie tylko o ciała uchodźców, ale i o ich ducha. To są ludzie po dramatycznych przejściach, czekają tu bezczynnie na postanowienia Urzędu dotyczące ich dalszego losu. Chcę, żeby w tym czasie uczyli się języka polskiego. Dzieci czeczeńskie są bardzo zdolne, szkoda, żeby traciły czas bez nauki - mówi Płużyński.
W ośrodku nie ma luksusów. Pokoje trzy-, cztero-, pięcioosobowe. Metalowe prycze z materacami, ciemnoszarymi, jednakowymi kocami. Pomiędzy nimi niewielkie stoły na metalowych nogach, niewielkie metalowe szafki - takie same jak w szpitalach. Surowości wnętrz nie łagodzą żadne firanki czy zasłonki, dywany czy obrazki na ścianach. Nie widać dziecięcych zabawek, gazet, lusterek i innych drobiazgów. Ile rzeczy można przywieźć ze sobą w torbach do obcego kraju, jeśli ma się pod opieką troje małych dzieci, dla których trzeba wziąć jedzenie na podróż?
Wnętrza są sterylnie czyste. Kobiety krzątają się ścierając niewidzialny kurz, zmieniają pieluchy lub usypiają dzieci. Mężczyźni siedzą sztywno na krzesłach. Na ich twarzach nie widać żadnych uczuć. Nieruchomym wzrokiem patrzą przed siebie.
Solsę dosięgły kule
Dziesięcioletni Solsa przemyka na dwóch kulach po ponurym korytarzu. Przestrzeń pomiędzy piętrami zabezpieczona jest siatką. To na wypadek, gdyby któreś z dzieci zbyt mocno przechyliło się przez poręcz. Klatka schodowa to miejsce, w którym dzieci bawią się najczęściej i gdzie skupia się życie towarzyskie uchodźców. Kobiety wymieniają uwagi o pogodzie, skarżą się na drobne dolegliwości. Nastolatki ubierają się, wychodzą na spacer dookoła pobliskiego boiska. Po chwili wracają, rozbierają się. Znów się ubierają, wychodzą na obiad. Czas to jedyne, czego mają w nadmiarze.
Solsa pomimo swego kalectwa jest uśmiechnięty. Kilka miesięcy temu w swym rodzinnym mieście w Czeczenii wyszedł do miasta po zakupy. Gdy szedł ulicą, rozpętała się walka. Solsę dosięgło dziesięć kul. Siedem zraniło go w głowę, trzy w kręgosłup. To cud, że przeżył i nie jest całkowicie sparaliżowany. Gdy doszedł do siebie po skomplikowanej operacji, rodzice podjęli decyzję o wyjeździe do Polski.
- Urząd nie ma pieniędzy na opłacanie skomplikowanych zabiegów medycznych, udało nam się jednak załatwić dla chłopca rehabilitację w zambrowskim szpitalu - mówi Radosław Płużyński.
Dwudziestoletniej kobiecie Rosjanie przeprowadzający "zaczystki" wyrwali paznokcie. Wpadli do sklepu, gdzie pracowała jako sprzedawczyni. Nie wie nawet, o co chodziło.
Nieco starsza Czeczenka widziała, jak odłamki granatu wrzuconego do jej mieszkania ugodziły śmiertelnie jej dwutygodniowe dziecko.
Mężczyzna z zapadniętymi policzkami widział, jak na ulicy rozstrzelano jego syna i okaleczono synową.
Każdy z przebywających w Czerwonym Borze czeczeńskich uchodźców pochował kogoś z rodziny. Wielu zostawiło tam bliskie osoby, gdyż nie starczyło pieniędzy na bilety dla wszystkich...
Chowają się, gdy leci samolot
- Ich wspomnienia są przerażająco do siebie podobne - mówi pielęgniarka Danuta Rakowska, która codziennie na sześć godzin przyjeżdża do Czerwonego Boru z Zambrowa dyżurować w punkcie medycznym dla uchodźców. - Czują potrzebę mówienia o tym, jakby w ten sposób chcieli pozbyć się koszmarów. Opowiadają o nachodzeniu mieszkań nocą, biciu, kaleczeniu, strzelaninach na ulicach, zaczystkach... Gdy się tego słucha, własne problemy wydają się drobiazgiem...
Danuta Rakowska nie może spokojnie mówić o tym, o czym codziennie słyszy w gabinecie. Wyciera łzy napływające do oczu.
- Kobiety przychodzą po środki uspokajające i nasenne. Najtrudniejsze są noce, kiedy w snach wracają koszmary.
Przeciętna czeczeńska rodzina ma troje, czworo dzieci. Czarnowłosy drobiazg obstępuje fotoreportera, zagląda do aparatu. Powoli przyzwyczajają się do życia bez wojny. Nadal jednak, gdy słyszą samolot, chowają się pod łóżka....
Część uchodźców jest zachwycona warunkami panującymi w ośrodku. To więcej, niż się spodziewali. Są zachwyceni tym, że dostają jedzenie, 45 zł miesięcznie kieszonkowego na papierosy czy słodycze, 16 zł na środki higieny. Dla innych ośrodek to przygnębiające miejsce, które traktują jako przymusowy przystanek. Do wybuchu wojny w Czeczenii mieszkali w swoich pięknie urządzonych domach, mieli samochody. Są wykształceni, pracowali jako lekarze, inżynierowie, nauczyciele. Wojna odebrała im nie tylko bezpieczeństwo, majątek, lecz także zepchnęła w dół drabiny społecznej. Stracili pracę, stali się obywatelami drugiej kategorii.
Są też i tacy, którzy spodziewali się, że taki - według nich bogaty kraj jak Polska, w którym od wielu lat nie było wojny - da im znacznie więcej niż miejsce na pryczy. Woleliby mieszkać w mieście, niż w powojskowym ośrodku zagubionym w lasach.
W Białymstoku są współwyznawcy
W Czerwonym Borze przebywają wyłącznie uchodźcy z Czeczenii. Wjeżdżają oni do Polski legalnie, na podstawie paszportów rosyjskich, gdyż są obywatelami tego państwa. Najczęściej docierają do Polski przez Białoruś i przejście graniczne w Terespolu. Po przekroczeniu granicy, składają wniosek o przyznanie im statusu uchodźcy. Żeby taki status otrzymać i - co się z tym wiąże - uzyskać zgodę na pobyt w Polsce, muszą w warszawskim Urzędzie ds. Repatriacji i Cudzoziemców udowodnić, że byli w Rosji prześladowani z powodu swej narodowości, przekonań politycznych, religii. Ważne są dokumenty, które potwierdzają ich słowa - nakazy aresztowań itp. Najważniejsza jest jednak kilkugodzinna rozmowa z pracownikami Urzędu. Pracownicy wypytują ich szczegółowo o losy, zdarzenia, w których uczestniczyli. Później ich relacje są weryfikowane przez zespół do spraw informacji o krajach pochodzenia uchodźców. Zespół dysponuje np. kalendarium wydarzeń, które miały miejsce w Czeczenii w ciągu ostatnich kilku lat, archiwum prasowym, szczegółowymi mapami itp. Jeśli któryś z obcokrajowców zmyśla, kłamstwo wychodzi na jaw. A złe warunki ekonomiczne w świetle konwencji genewskiej nie są podstawą do przyznania statusu uchodźców.
Procedura sprawdzająca trwa około pół roku. Przez ten czas osoby starające się o status uchodźcy mogą przebywać w ośrodkach, gdzie mają zapewnione wyżywienie i opiekę medyczną. Mogą, ale nie muszą.
- Od początku grudnia bez uprzedzenia wyjechała z ośrodka jedna rodzina, młoda dziewczyna oraz dwóch braci - mówi Radosław Płużyński. - Po trzech dniach skreślamy ich z listy mieszkańców, nie tracą jednak szans na uzyskanie statusu.
Jeśli urząd wyda decyzję odmowną, mogą odwołać się od niej do Rady ds. Uchodźców. Jeśli i rada nie przychyli się do ich wniosku, mogą starać się o legalny pobyt w Polsce na drodze administracyjnej u wojewody. Każdy stara się przedłużyć procedury ile się da. Niektórzy w międzyczasie usiłują wyjechać do Niemiec. Niektórzy szukają w Polsce kandydatów na męża czy żonę. Zdarza się, że muszą wrócić do Rosji.
Ci, którzy otrzymają status uchodźcy, dostają tzw. paszport genewski i mogą legalnie zostać w Polsce. Sami muszą jednak zadbać o środki do życia, pracę, znaleźć mieszkanie.
Aktualnie w Polsce przebywa dwa tysiące uchodźców. Znajdują się oni w dziesięciu ośrodkach. Pięć z nich znajduje się na terenie woj. podlaskiego. Oprócz ośrodka w Czerwonym Borze są dwa ośrodki w Białymstoku, po jednym w Łomży i Supraślu. Jak zapewnia Józef Węgrzyn, dyrektor Urzędu do spraw Repatriacji i Cudzoziemców, wynika to z przesłanek ekonomicznych - pobyt uchodźców na terenie woj. podlaskiego kosztuje najmniej.
- My sami prowadzimy dwa ośrodki w Polsce - w Dębaku i Czerwonym Borze. Pozostałe ośrodki prowadzą firmy, którym zlecamy usługi. Jedna z firm funkcjonujących na terenie woj. podlaskiego przedstawiła nam korzystne warunki, dlatego korzystamy z jej usług - zapewnia dyrektor.
Prawda jest też taka, że Czeczeńcy chcą mieszkać w Białymstoku lub w jego pobliżu. Dlaczego? Bo są tu duże skupiska przedstawicieli narodowości innych, niż polska : Białorusinów, Tatarów, Ukraińców. Mieszka tu sporo wyznawców islamu, więc Czeczeńcy, którzy są muzułmanami, nie czują się obco...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna