MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ukradli samochód policjantom! Ze strzeżonego parkingu z kamerami i psami!

Tomasz Kubaszewski [email protected]
Archiwum
Ta historia rozeszła się już na całą Polskę.

- Przyznaję, że chluby policji to nie przynosi - mówi Andrzej Baranowski, rzecznik prasowy komendy wojewódzkiej w Białymstoku. Wszelkie postępowania w tej sprawie zostały właśnie zakończone. Okazało się, że złodzieje samochodu są nieznani, zaś funkcjonariusze ponieśli jedynie symboliczne kary.

Była druga połowa lutego, gdy policyjny patrol z Sejn zauważył niedaleko Ogrodnik, bardzo blisko granicy z Litwą, stojącego na poboczu mercedesa. Wokół nikogo nie było. Funkcjonariusze sprawdzili, że pojazd został kilka dni wcześniej skradziony w Belgii. Wartość samochodu rzeczoznawca oszacował na nieco ponad 100 tysięcy złotych.

Złodzieje wrócili po swoje

Policjanci ściągnęli mercedesa na parking, znajdujący się w Sejnach przy samej komendzie. Auto uzyskało status dowodu rzeczowego w sprawie o paserstwo. To była sobota, wczesne godziny ranne. Policyjnemu technikowi nie chciało się już pobierać śladów. Tę czynność, jak wynika z prokuratorskich ustaleń, miał wykonać w poniedziałek.

Parking jest ogrodzony, monitorują go kamery. W pobliżu znajduje się również kojec, w którym przebywają policyjne psy. Czy potrzebna jest lepsza ochrona?

Jednak w poniedziałek rano okazało się, że... mercedesa nie ma. Zniknął. Pozostała jedynie przecięta kłódka w bocznej bramie i lekko zniszczony prywatny samochód policjanta, który tego dnia pełnił służbę. Do uszkodzenia doszło najprawdopodobniej wówczas, gdy złodzieje wypychali mercedesa z parkingu.
Śledczy ustalili, że pojazd nie stał w tym miejscu, w którym powinien. Znalazł się bowiem na obrzeżach parkingu.

A należało go ustawić w centralnym miejscu. Jak tłumaczy Angelika Karłowicz z sejneńskiej prokuratury, nie było to możliwe zarówno ze względu na dużą liczbę pojazdów, jak i zaśnieżenie parkingu. Pojawiło się przypuszczenie, że te same osoby, które ukradły samochód w Belgii, wróciły najzwyczajniej w świecie po swoje. Ponoć dzień wcześniej widziano w okolicy paru Litwinów. Mieli nawet wchodzić na podwórze przylegające do policyjnej posesji, by rozeznać sytuację.

Jak odjechali? Albo po prostu mieli kluczyki, albo posłużyli się powszechnymi ostatnio wśród samochodowych złodziei specjalnymi śrubokrętami. Dokąd? Śledczy podejrzewają, że do Kowna. Bo tam często urywa się ślad po skradzionych samochodach. Istnieje nawet hipoteza, że mogą być stamtąd transportowane na wschód nawet samolotami lub pociągami.

Tak samo, jak z amfetaminą

Śledztwo w sprawie kradzieży umorzono stosunkowo szybko, bo żadnych śladów prowadzących do sprawców nie było. Pozostała kwestia odpowiedzialności policjantów.

Media niemal natychmiast zaczęły przypominać inną, równie głośną historię związaną z sejneńską policją. Na początku 2003 roku okazało się, że z szafy pancernej znajdującej się w gabinecie miejscowego komendanta zginęło 1,7 kilograma amfetaminy. Narkotyki zostały skonfiskowane parę lat wcześniej. Miały być, decyzją sądu, zniszczone. Żadnego dowodu na to jednak nie było. Wprawdzie były komendant zasiadł w związku z tym na ławie oskarżonych, za niedopełnienie obowiązków, i otrzymał wyrok w zawieszeniu, ale tego, co stało się z amfetaminą nikt nigdy nie wyjaśnił.

Z prokuratorskiego śledztwa w sprawie odpowiedzialności policjantów za zniknięcie mercedesa wyszło niewiele. Badano różne wątki, w tym taki, czy funkcjonariusze nie byli przypadkiem w zmowie ze złodziejami. Ale, jak przyznają śledczy, to ostatnie wydawało się "bardzo mało prawdopodobne".

Okazało się, że w nocy nad bezpieczeństwem wszystkich mieszkańców całego przygranicznego powiatu sejneńskiego czuwają raptem trzy osoby. Dyżurny w komendzie i dwuosobowy patrol. Ten ostatni był akurat w terenie. A co robił dyżurny? Gdyby cały czas ślęczał z nosem wetkniętym w monitor, to pewnie by zauważył, że ktoś włamuje się na parking i wypycha stamtąd samochód. Ale nie zauważył. Być może dlatego, że nie ślęczał, a może z zupełnie innego powodu. Badający sprawę prokuratorzy zwrócili uwagę na przeraźliwie niską jakość obrazu przekazywanego przez kamery znajdujące się na parkingu. Nawet w dzień niewiele widać, a w nocy, w dodatku, gdy pada śnieg, praktycznie nic. Na domiar złego, zapis nie jest rejestrowany. Nie ma więc żadnych nagrań.

Prokuratura uznała, że sejneńscy policjanci przepisów kodeksu karnego nie złamali. Postępowanie zostało więc umorzone. Jedyny jego efekt, to wniosek o wyciągnięcie odpowiedzialności dyscyplinarnej.
Policja swoje postępowanie wszczęła już jednak wcześniej. Dyżurnego ukarano naganą, a trzy inne osoby uznano za winne, ale odstąpiono od wymierzenia kary.

Andrzej Baranowski zapewnia, że wnioski z tej sprawy wyciągnięte zostały. Jakie konkretnie, podać nie chce. Bo byłaby to instrukcja dla kolejnych złodziei. - Mam nadzieję, iż podobna sytuacja nie zdarzy się nigdy więcej ani w Sejnach, ani gdziekolwiek - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna