Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Emilia Kochańska Osobowością Roku 2017 w kategorii Działalność społeczna i charytatywna [WIDEO]

Katarzyna Łuszyńska
Katarzyna Łuszyńska
Pasją i sposobem na życie Pani Emilii są szachy. To dzięki nim nauczyła się radzić sobie z trudnymi sytuacjami. Oprócz tego, zwyciężczyni plebiscytu w kategorii Działalność społeczna i charytatywna uwielbia spędzać czas z dziećmi i pomagać zwierzętom. A do naszej akcji została nominowana za spontaniczną pomoc pogorzelcom.

Jak to jest być Osobowością Roku 2017?
Nie podchodziłam do tego w taki sposób. Na początku była to forma zabawy. Z czasem przerodziła się ona w rodzaj prestiżu. Jest to bardzo miłe uczucie i wyróżnienie. Tylko idzie za nim pewne obciążenie. Wygrana cieszy mnie i moich bliskich. Jednak nie całe otoczenie podziela naszą radość. Udział w plebiscycie porównuję to tego, co robię na co dzień - czyli gry w szachy. Był on dla mnie właśnie partią szachów. Wygrałam ją, chociaż nie było łatwo.

Osobowość Roku 2017. Poznaliśmy zwycięzców. Uroczysta gala za nami (zdjęcia)

Osobowość Roku 2017. Poznaliśmy zwycięzców. Uroczysta gala z...

Od kiedy towarzyszą Pani szachy?
Od dziecka. Nauczył mnie w nie grać mój tata. Uczył mnie i moją siostrę. Ona nadal nie umie, a ja mam na tym polu liczne osiągnięcia. Swoją wiedzę i umiejętności przekazuję młodszym pokoleniom, które uczęszczają na zajęcia do mojej szkoły szachowej - Dwie wieże. Uwielbiam dzieci i kontakt z nimi. Podczas procesu nauki gry w szachy, obserwuję jak bardzo się zmieniają, otwierają i kształtują siebie. To jest fascynujące. Na chwilę obecną pracuję z dziećmi z Zabłudowa, ze szkoły w Rafałówce i z dwóch przedszkoli w Białymstoku, a także współpracuję ze Stowarzyszeniem Twórczy Generator z Gródka.

A w jaki sposób zaszczepia w nich Pani miłość do szachów?
Kiedy zaczynałam pracę, myślałam, że jeżeli ja kocham szachy, to wszyscy będą je kochać. Szybko przekonałam się, że tak niestety nie jest. Przede wszystkim naukę trzeba im przekazywać w formie zabawy. Szczególnie chłopcy lubią grać w szachy na zasadzie wojny. Dlatego tłumaczę im, że mamy dwa państwa, które toczą ze sobą spór, mamy władców i żołnierzy. Wtedy chłopcy otwierają szeroko oczy i przystępują do działania. Coraz częściej też szachami interesują się dziewczynki.

Umiejętność gry w szachy przyda im się z pewnością w wielu życiowych sytuacjach, nie tylko podczas rozgrywania partii.
Na pewno. Szachy uczą cierpliwości i wytrwałości, które pomagają przetrwać nawet najtrudniejsze sytuacje.

Zawodowo pracuje Pani z dziećmi, ale też nie szczędzi im Pani swojego prywatnego czasu.
Poza nauką reguł obowiązujących podczas szachowych zmagań, staram się także pokazywać moim podopiecznym to, co jest wartościowe i szlachetne, uczyć ich wrażliwości m.in. na potrzeby innych. Staram się również przedstawiać młodym ludziom alternatywne sposoby spędzania wolnego czasu, nie przed komputerem, laptopem, tabletem, a wspólnie, robiąc coś dobrego i pożytecznego. Jednocześnie wsłuchuję się w ich potrzeby. Udaję się z nimi na rowerowe rajdy, gram w siatkówkę, wyjeżdżamy na basen, a kiedy spadnie śnieg - lepimy wspólnie bałwana. 2 listopada ubiegłego roku zorganizowaliśmy również akcję zapalania zniczy na zaniedbanych grobach, by ocalić choć część pamięci o mieszkańcach Zabłudowa, którzy odeszli.

Skąd wzięła się w Pani potrzeba pomagania?
Pojawiła się około 17 lat temu. W 2001 roku, tuż po zaręczynach, mój narzeczony skoczył do wody na główkę. Lekarze mówił, że nie będzie chodził i nie będzie mieć sprawnych rąk. Miał wtedy 22 lata. Chciał odzyskać sprawność, ale chwilami przestawał walczyć. Byłam przy nim cały czas. Nie dawałam za wygraną nawet jak próbował pozbyć się mnie ze szpitala. Tamta sytuacja nauczyła mnie, że dobro, które dajemy, wraca. Zrozumiałam też, że warto żyć dla innych. Piotr w końcu stanął na nogi. Pobraliśmy się i mamy cudownego syna.

Pani stale dzieli się dobrem z młodzieżą. Być może w przyszłości ona także będzie to robić.
Już to robi. Mimo różnych sytuacji życiowych, często goszczą na ich twarzach uśmiechy. Angażują się w różne inicjatywy i chętnie pomagają. Mamy słabość do zwierząt. Szczególnie tych bezdomnych. Dlatego szukamy im domu i w razie potrzeby interweniujemy. Kiedyś, gdy pracowałam jeszcze w domu kultury i szykowałam się do wyjścia, usłyszałam, że coś piszczy. Zajrzałam do jednego z pomieszczeń i zobaczyłam, że to suka i jej szczenięta. Zawołałam młodzież, z którą chwilę wcześniej zakończyłam zajęcia i zapytałam, skąd się one tutaj wzięły. Usłyszałam, że psia rodzina została uratowana przed uśpieniem, a że ich wybawcy nie mieli możliwości, aby zapewnić im tymczasowego domu, sprowadzili ich do ośrodka kultury. Wspólnymi siłami szybko udało się nam znaleźć każdemu z nich właściciela.

Pani sama ma kilkoro zwierząt ze schroniska.
Mam koty i psa. Zwyczaj przyjmowania zwierząt zapoczątkował mój tata. Zdarzyło się, że przynosił do domu kaczki, kury, a nawet gęś, która chodziła przy nodze. Jeżeli słyszymy, że ktoś chciałby mieć kota czy psa, kontaktujemy się z panią z Sokółki, która ma pod swoim dachem wiele zwierząt, odbieramy go od niej i przekazujemy w dobre ręce.

Uczy Pani gry w szachy, ale to nie jest Pani jedyne zajęcie.
Jestem sołtysem w Zabłu-dowie. Nie mogę jednak wyremontować drogi, czy zorganizować wydarzenia, bo nie mam funduszu sołeckiego. Wsie mają, a że Zabłudów jest miastem, nie został on mi przyznany. Dlatego swoim zaangażowaniem w życie mieszkańców i tym, że zawsze mogą na mnie liczyć, mogę się im odwdzięczyć za zaufanie.

Już sama świadomość, że ktoś taki jak Pani, jest wśród nich, to wiele znaczy.
Jakbyśmy poszukali dobrze w Zabłudowie, okazałoby się że takich osób jest więcej, bo mieszka w nim wielu wspaniałych ludzi. Nigdy nie ma problemu ze zorganizowaniem wyjazdu na zawody czy na basen. Trzeba tylko lidera, który wszystko przygotuje.

A Pani właśnie takim liderem jest. Skąd ma Pani związane z tym umiejętności?
Wydaje mi się, że jeden je ma, a drugi nie. Nie sądzę żeby się je nabywało. Dużo zależy od charakteru. A ten wyrobił mi się m. in. po wypadku męża. Lubię być liderem i angażować się w życie społeczeństwa. Poza tym wiem, czego chcę od życia.

To jest chyba ważne.
Zdecydowanie. Ja wiem czego chcę od niedawna. Wiele lat pracowałam w ośrodku kultury. Jednak po półrocznym zwolnieniu lekarskim doszłam do wniosku, że to już nie jest miejsce dla mnie. Z czasem założyłam własną szkołę szachową i mogę przyznać, że na dzień dzisiejszy jestem spełniona. Był to odważny krok, ale nie żałuję, bo sama kieruję swoim życiem i mogę zrobić z nim to, co tylko zechcę. Uważam, że jeżeli sami trzymamy wszystko na swoich plecach, w każdej możemy to zdjąć, a później znowu włożyć i ruszyć na przód.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna