Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kuźnica. Wójt rządzi twardą ręką

Julia Szypulska
Paweł Mikłasz był sekretarzem gminy, ale go zwolniono. Funkcję wójta pełni od listopada 2014 roku.
Paweł Mikłasz był sekretarzem gminy, ale go zwolniono. Funkcję wójta pełni od listopada 2014 roku. Andrzej Zgiet
Z urzędu gminy pracownicy odchodzą jeden za drugim i zarzucają swoim byłym przełożonym mobbing. Wkroczył inspektor pracy.

Pomawianiem, zastraszaniem, krzykami i waleniem pięścią w stół - tak mieli być traktowani niektórzy pracownicy Urzędu Gminy w Kuźnicy. Mają dość i odchodzą z pracy, w ostatnim czasie wypowiedzenia złożyło aż pięć osób. Wójt zaś woli zatrudnić zaufanych, czyli siostrzenicę albo chrześniaka swojej żony. Sprawą zajęła się Państwowa Inspekcja Pracy.

Ci, co odeszli opowiadają, że odkąd do gminy przyszedł nowy wójt, ich życie zamieniło się w koszmar. Tak naprawdę Paweł Mikłasz nie jest tu nowy, bo wcześniej przez 12 lat był sekretarzem gminy, ale został zwolniony. Wrócił po ostatnich wyborach i pokazał się ludziom z zupełnie innej strony. Jako swoją prawą rękę zatrudnił urzędniczkę z Czarnej Białostockiej. Stworzył dla niej nawet specjalne stanowisko - kierownika referatu organizacyjnego. To właściwie nieformalny sekretarz gminy. Na formalnego nie miała kwalifikacji, bo w Czarnej Białostockiej była szeregowym pracownikiem, a przepisy mówią o doświadczeniu na stanowisku kierowniczym. I tak zaczęły się nowe porządki.

- Nowy wójt chyba za punkt honoru postawił sobie odegranie się na pracownikach zatrudnionych przez swego poprzednika - opowiada jeden z byłych urzędników, prosząc o zachowanie anonimowości. - Zaczął nam dokładać obowiązków, a faworyzować osoby, które sam zatrudnił. Wręczał umowy zmieniające warunki zatrudnienia.

Niektórym dotychczasowe zatrudnienie na czas nieokreślony zamieniono na określony, innych przeniesiono na niższe stanowiska albo zmniejszono etat. Atmosfera zrobiła się straszna. Nie wolno było chodzić z pokoju do pokoju, a drzwi do pomieszczeń musiały być pozamykane. Wójt wraz z kierowniczką mieli pozwalać sobie na złośliwości wobec niewygodnych pracowników, a nawet na krzyki i groźby.

- Czy można wyobrazić sobie sytuację, że wójt staje nad pracownikiem i wali pięścią w jego stół? - podaje przykład były pracownik. - Niektórzy nie wytrzymywali napięcia. Do dziś mam przed oczami, jak jednej z koleżanek łzy ciurkiem płynęły po twarzy, a innej drętwiały kończyny i baliśmy się, że zemdleje. Ludzie przychodzili do pracy na środkach uspokajających.

W końcu miarka się przebrała. W ostatnich miesiącach aż pięć osób złożyło wypowiedzenia. Mimo że Kuźnica to mała miejscowość i gmina jest jednym z ważniejszych pracodawców.

Wójt nie ma sobie jednak nic do zarzucenia.

- Sami zrezygnowali. Ja nikogo nie zwalniałem - tłumaczy Paweł Mikłasz. - Próbowałem po prostu wprowadzić normalne wymagania i standardy, które są w innych urzędach. Jak na przykład wpisywanie się do księgi wyjść, czy numerowanie akt. Czy jeśli ktoś zwraca uwagę w takich sprawach to jest to mobbing? Wcześniej urzędnicy wychodzili kiedy i gdzie chcieli. Tak nie może być. Nie mogę też akceptować sytuacji, gdy podwładna ignoruje przełożoną albo wybiórczo wykonuje zlecone zadania.

Zaprzecza też by on albo jego podwładna krzyczeli, czy grozili ludziom. Zarzuty byłych urzędników uważa za chęć odegrania się. Wskazuje też, że ceni sobie pracowników rzetelnie wykonujących zadania, którym może ufać. W końcu komu ufać, jeśli nie rodzinie, dlatego w Kuźnicy krążą niemal legendy o tym, kogo to i gdzie wójt nie zatrudnił. Tu siostrzenica, tam chrześniak żony.

Paweł Mikłasz nie zaprzecza pokrewieństwu.

- Na wszystkie stanowiska były konkursy i każdy mógł startować, a wygrały osoby o najlepszych kwalifikacjach - mówi.

Dodaje też, że to nie on zatrudnia np. w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej. To jednak nie tajemnica, że placówka podlega gminie, czyli jemu.

- Zawsze tak się mówi w takich sytuacjach - komentuje słowa wójta jeden z opozycyjnych radnych, także prosząc o anonimowość. - Jesteśmy świadomi, że w urzędzie źle się dzieje. Zapytaliśmy też na sesji, czy nie dosyć już tego kumoterstwa. Niestety, jesteśmy w mniejszości. „Wycięto” nas z komisji, więc nawet nie mamy dostępu do informacji.

W ciągu ostatnich tygodni trzech pracowników poskarżyło się do Państwowej Inspekcji Pracy.

- Podjęliśmy działania kontrolne w zakresie praw i ochrony pracy - potwierdza Krzysztof Rezanow, rzecznik prasowy PiP w Białymstoku.

Kontrola odbyła się w tym tygodniu. Na razie nie wiadomo, jakie będą jej wyniki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna