Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aqua Park: W Druskiennikach pogruchotał obie nogi. Chce tam wrócić, żeby wyjaśnić tragedię

Tomasz Kubaszewski
O kulach Marek Lik chodzi dopiero od niedawna. Wcześniej był przykuty do łóżka. Jedną nogę miał w gipsie, a drugą na szynie.
O kulach Marek Lik chodzi dopiero od niedawna. Wcześniej był przykuty do łóżka. Jedną nogę miał w gipsie, a drugą na szynie. T. Kubaszewski
Od wielu tygodni Marek Lik nie wychodzi praktycznie ze szpitali. Doznał skomplikowanych urazów obu nóg. W jednej uderzenia nie wytrzymały kości, w drugiej - więzadła i mięśnie.

- Wszyscy mówią, że i tak mam szczęście - twierdzi mężczyzna. - Bo gdybym wyrżnął w tę ścianę głową, to pewnie już bym nie żył.

Marek Lik po wypadku przeszedł skomplikowaną operację. Trwała ponad trzy godziny. Przez długi czas w ogóle nie mógł wstawać z łóżka. Dzisiaj porusza się o kulach.

- Lekarze nie wypowiadają się na razie jednoznacznie co do tego, czy przypadkiem nie zostanę kaleką do końca życia - mówi. - Z rehabilitacji jednej z nóg zadowoleni nie są.

Tylko dla odważnych

Aqua park w Druskiennikach, niedaleko granicy polsko-litewskiej, to prawdziwy hit ostatnich lat. Turyści walą tu drzwiach i oknami. W ciągu roku - nawet pół miliona. Zdarzają się dni, że połowę klientów stanowią Polacy. Na parkingu przed aqua parkiem można, szczególnie w wakacje, dostrzec rejestracje nawet z zachodnich województw naszego kraju. Atrakcji w Druskiennikach jest co niemiara. Baseny i baseniki, jacuzzi, sauny. Jest też sześć zjeżdżalni. "Ekstremalne", "tylko dla odważnych" - reklamują je Litwini na swojej stronie internetowej.

Wchodzi się do nich po klatce schodowej, niemal takiej, jak w bloku. Najwyższe znajdują się na wysokości szóstego piętra. Wskakuje się wówczas do rury, zjeżdża przez około dwieście metrów i wypada z dużą prędkością do wody.

- Tam trzeba naprawdę uważać - dzielą się swoimi opiniami nasi Czytelnicy. - Głównie z powodu tych prędkości.

Przeżyli szok

Marek Lik pojechał do Druskiennik razem z żoną, siostrą i szwagrem.
- Doszliśmy do wniosku, że to wstyd, że takiej atrakcji jeszcze nie zaliczyliśmy - opowiada.

Wspiął się na samą górę klatki schodowej ze zjeżdżalniami. Przed wejściem do wielkiej rury nikogo nie było, choć zwykle dyżurują tam pracownicy aqua parku. Paliło się czerwone światło. Czekał. Wkrótce zapaliło się zielone. Wskoczył do rury.
- I właściwie tyle pamiętam - mówi.

Resztę zna z opowieści. Temu, jak wylatywał z rury i walił nogami w ścianę basenu, przypatrywała się żona i towarzyszące jej osoby. Wszyscy przeżyli prawdziwy szok.
Lik został przewieziony do szpitala w Druskiennikach. Lekarze przywrócili mu świadomość. Czuł się fatalnie.

- Zapytali mnie, czy chcę się leczyć u nich, czy w Polsce - opowiada. - Wybrałem to drugie rozwiązanie. Specjalny samochód z aqua parku przewiózł mnie do suwalskiego szpitala.

Chcę wybrać się do Druskiennik, aby odtworzyć wypadek

Marek Lik nie ma pojęcia, jak do tego wypadku mogło dojść.
- Jeżeli człowiek korzysta z najbardziej nawet trudnej zjeżdżalni, to powinna być ona bezpieczna, przetestowana na milion różnych sposobów - zauważa. - Tu nic złego nie ma prawa się wydarzyć.

O przyczyny zapytaliśmy kierownictwo aqua parku. Chcieliśmy się dowiedzieć, kto w tym przypadku zawinił - technika czy może człowiek. Pytaliśmy też o inne podobne zdarzenia. Ponoć od czasu do czasu w Druskiennikach dochodzi do drobnych stłuczeń i złamań. Nigdy jednak nie było tak poważnego wypadku, jak ten z udziałem mieszkańca Raczek. Niestety, merytorycznej odpowiedzi nie otrzymaliśmy.
- Jeszcze wyjaśniamy tę sprawę - odpisała nam Rugile Goberyte, dyrektor działu marketingu.

To dziwne, bo od zdarzenia minęło wiele tygodni. Nie wiadomo więc, czy był to tylko incydent wynikający z jakiegoś zaniedbania, czy też do takich przypadków może dochodzić częściej. Dla przyszłych klientów to bardzo ważna informacja.

- Przedstawiciele aqua parku odwiedzali mnie do tej pory dwukrotnie - opowiada Marek Lik. - Przyznawali, że wypadek jest ich winą. Nie tłumaczyli jednak, jak mogło do niego dojść. Proponowali także wypłatę odszkodowania. Na razie odmówiłem. Bo właściwie nie wiadomo, za co mają płacić. Czy za długotrwały pobyt w szpitalu, czy też, nie daj Boże, za kalectwo.

Lik, kiedy będzie już sprawniejszy, chce wybrać się raz jeszcze do Druskiennik.
- Zjeżdżać, oczywiście, nie będę, ale, dla własnej ciekawości, chcę to wszystko odtworzyć - wyznaje. - Zobaczyć, skąd startowałem, gdzie lądowałem i ile w tym basenie znajduje się wody. Tam jest też ponoć monitoring. Prawdopodobnie ten mój wypadek został więc zarejestrowany. Mam taką potrzebę, żeby to wszystko wyjaśnić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna