Suwalską bramę bronią jedynie przestarzałe armaty

Gen. Ben Hodges, głównodowodzący sił zbrojnych USA na naszym kontynencie, podczas konferencji dotyczącej bezpieczeństwa europejskiego, zaprezentował mapę przygotowaną przez amerykańskich analityków. Według nich, dwa najniebezpieczniejsze obecnie miejsca w Europie to ukraiński Donbas, gdzie toczy się wojna i Suwalszczyzna. Chodzi o 100-kilometrową granicę z Litwą. Według Amerykanów, Rosjanie, chcąc podporządkować sobie kraje nadbałtyckie, mogliby zastosować tam znane z Ukrainy elementy wojny hybrydowej. Ponieważ dysponują znacznymi siłami tak w obwodzie kaliningradzkim, jak i na Białorusi, bez problemu zamknęliby polsko-litewską granicę. Z tego kierunku można byłoby też spodziewać się ataku na Polskę.

Gen. Hodges przyznał, że dotarcie głównych sił NATO na granicę Polski i Litwy zajęłoby aż dwa tygodnie. Do tego czasu cała obrona spoczywałaby na polskiej armii.

Tymczasem w ostatnich kilkunastu latach zlikwidowano kilka jednostek w północno-wschodniej Polsce. Zagrożony likwidacją był też pułk artylerii przeciwpancernej stacjonujący w Suwałkach i leżący najbliżej granicy z Litwą. Najpierw zmniejszono go do dywizjonu, a ostatecznie miał być rozformowany do 2017 r. I tak by się stało, gdyby nie wybuch wojny na Ukrainie, co uzmysłowiło rządowi zagrożenie ze strony Rosji. 14. Suwalski Dywizjon Artylerii Przeciwpancernej zatem przetrwał. Zgodnie z obietnicami kierownictwa Ministerstwa Obrony Narodowej, miał zostać wyposażony w nowoczesny sprzęt. Te deklaracje padły już półtora roku temu. A - jak wynika z naszych informacji - wymiana uzbrojenia praktycznie jeszcze nie zaczęła się.

O to, czy w naszym regionie nie powinny być rozmieszczone znacznie większe siły, czy suwalskiej jednostki nie należy powiększyć do rozmiarów pułku i radykalnie przyspieszyć w niej wymiany sprzętu, zapytaliśmy wczoraj rzecznika prasowego MON. Przez cały dzień nie znalazł czasu, by odpowiedzieć Czytelnikom.