Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Weronika Nowakowska: Nie lubię czwartej zmiany. Ale to był dobry dzień. [WYWIAD]

Tomasz Bochenek
Tomasz Bochenek
Weronika Nowakowska
Weronika Nowakowska Markku Ulander
- Taki udany wyścig podkręca motywację i chęć podjęcia kolejnych zmagań - mówi biathlonistka Weronika Nowakowska, która w niedzielę w Hochfilzen, biegnąc na ostatniej zmianie w sztafecie, podciągnęła polski zespół z ósmego na czwarte miejsce.

- Ta czwarta zmiana to rzeczywiście taka wielka, wielka, wielka nienawiść?
- Tak. To jedyna zmiana w sztafecie, której ja absolutnie nie chcę biegać, nie lubię biegać. I tak samo było w niedzielę. A o tym, że pobiegnę na ostatniej zmianie dowiedziałam się w sobotę o godzinie 20 – i tym bardziej było to przykre. Nie byłam, można powiedzieć, na to przygotowana. Ale cieszę się, że zdołałam pozbierać głowę, dobrze się zaprezentować i pomóc zespołowi. Być jego dobrym kawałkiem.

- Rozumiem, że oczekuje Pani od trenerów, by decyzje przekazywali wcześniej i brali pod uwagę wasze sugestie?
- No tak, poprzednio dowiedzieliśmy się z internetu, a teraz o dwudziestej, więc nie jest to sytuacja nowa. Trenerzy nie konsultują się z nami, nie pytają nas, kto jak się czuje fizycznie i psychicznie. Po prostu decydują. I, tak jak mówię, albo nas o tym informują albo informuje nas internet. To mnie trochę... nie wiem, czy zdenerwowało to dobre słowo, ale było mi przykro.

- Domyślam się, że tym większą ma Pani satysfakcję, że dała radę.
- Tak, na pewno coś takiego umacnia. W ostatnim czasie, że tak powiem, moje poczucie własnej wartości i pewności siebie trochę spadło. Wzięcie sobie na barki ostatniej zmiany mocnego zespołu, który może walczyć o czołowe lokaty stanowiło dla mnie podwójne wyzwanie. No, ale cieszę się, że podołałam i może to będzie dla mnie w pewien sposób przełomowe. I mimo że tego bardzo nie chciałam, to może być tak, że wyjdzie mi na dobre (uśmiech).

- Na pewno taki występ, po nieudanym początku sezonu, był Pani potrzebny.
- Na pewno. Ostatnie dwa tygodnie były bardzo ciężkie.

- Jakie były przyczyny niepowodzeń?
- Pierwszy start – bieg długi w Oestersund - ewidentnie był kwestią niepozbierania głowy, stresu, braku koncentracji na tym, co mam robić. Było, powiedzmy, myślenie o wyniku. I osiem kar na strzelnicy... Później miałam kilka problemów zupełnie niezależnych ode mnie. Nie chcę o tym opowiadać publicznie; jakoś rozwiązujemy swoje problemy w naszej grupie. W każdym razie to one w dużej mierze decydowały, że wyniki były aż tak słabe... Cieszę się, że nareszcie było fajnie, smarowacze też mogą być z siebie zadowoleni. Trenerzy także, że podjęli takie decyzje, że tak ułożyli sztafetę, ku naszemu zdziwieniu. No i my same też możemy w większości być zadowolone ze swojej postawy na strzelnicy i na trasie. To był dobry dzień. Taki udany wyścig chyba trochę podkręca motywację i chęć podjęcia kolejnych zmagań.

- A pamięta Pani, kiedy poprzednio zajęłyście w sztafecie tak wysokie miejsce, też czwarte?
- W tamtym roku?

- Nie. W marcu 2013 roku podczas próby przedolimpijskiej w Soczi.
- Tak, rzeczywiście. Natomiast Hochfilzen (tam odbywa się drugi etap Pucharu Świata – przyp.) jest dla nas takie szczęśliwe. Oestersund zawsze był dla mnie ciężki, ja tam nigdy nie notowałam dobrych wyników ze względu na formę, w jakiej byłam. Natomiast Hochfilzen stanowiło dla mnie taką trampolinę i zwykle tutaj osiągałam jedne ze swoich najlepszych rezultatów w sezonie. Dobrze prezentowałyśmy się też w sztafecie. Teraz chyba też na uwagę zasługuje fakt, że były bardzo, bardzo nieduże różnice w czołówce. Jedno, może dwa doładowania dzieliły nas od podium. Myślę więc, że po tym występie jest dużo powodów do zadowolenia.

- Chyba nie było dotąd sztafety, w której straciłyście mniej niż pół minuty do zwyciężczyń.
- Było bardzo, bardzo blisko. Myślę, że z perspektywy kibica to były ciekawe zawody. Ja ich nie oglądałam, bo ze słuchawkami na uszach przygotowywałam się do własnego startu.

- Właśnie, jak Pani spędziła te ponad 40 minut w oczekiwaniu na swój występ? Jak wygląda przygotowanie do startu, gdy zawody już się toczą?
- Każdy podchodzi pewnie do tego inaczej. Ja, z racji tego że jestem raczej nerwusem, uciekłam do szatni. Pierwszy kwadrans, 20 minut po prostu sobie w spokoju samotnie czekałam. Później, tak jak mówię, ze słuchawkami poszłam na trasę. Nie wiedziałam, jak układa się bieg. Nie wiedziałam na przykład, że Krysia tak fajnie się zaprezentowała i w którymś momencie byłyśmy bardzo wysoko... Dopiero kiedy przyszłam na stadion, na swój start, to zobaczyłam, co się dzieje. Czekałam aż Monika przybiegnie do mety i będę mogła zacząć swój kawałek pracy.

- Po wyścigu przyznała Pani, że spała około czterech godzin. Ten brak wypoczynku daje się odczuć przy okazji startu, kilkunastominutowego intensywnego wysiłku?
- Byłam w takim stresie, tyle hormonów – kortyzolu i innych – buzowało, że nie myślałam o tym, że jestem zmęczona, że się nie wyspałam. Myślałam o tym, że muszę wyjść na trasę i zrobić wszystko jak najlepiej potrafię, by dobrze zaprezentować zespół. Wiedziałam, że mam tę odpowiedzialną zmianę, kończącą, i już nie będzie miał kto po mnie ewentualnie poprawiać.

- Obsadzenie na czwartej zmianie może świadczyć o tym, że trenerzy potraktowali Panią jak liderkę reprezentacji.
- No, być może, nie wiem, jak oni do tego podchodzą, nie wiem, co myślą... A ja w tej chwili myślę, że widocznie tak miało być.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski