Takie historie zawsze są wstrząsające. Choć to nie pierwszy w naszym regionie przypadek śmierci dziecka po jego porzuceniu przez matkę, szok jest ogromny. Od prawie dwóch tygodni rozmawiają o tym zbulwersowani mieszkańcy Kuźnicy - to na wysypisku śmieci obok tej właśnie miejscowości znaleziono maleńkiego, kilkudniowego chłopca.
- Był owinięty w żółty worek i dwie bluzki. Nie mogłem uwierzyć, że to dziecko. Najpierw pomyślałem, że znalazłem lalkę - opowiadał nam w poniedziałek pan Dariusz, który na wysypisku śmieci szukał puszek, a znalazł zwłoki martwego chłopca. - Ale potem zobaczyłem krew na główce i już wiedziałem, że to musi być noworodek...
Pan Dariusz zadzwonił na policję. To policjanci odkryli, że w worku oprócz dziecka owiniętego w bluzki były też lateksowe rękawiczki. Ktoś tak bardzo dbał o higienę, czy raczej nie chciał zostawić żadnych odcisków palców? Nie wiadomo. Do dziś nie ustalono bowiem, kim jest matka dziecka, ani kto zostawił noworodka na wysypisku. Wciąż trwa prokuratorskie śledztwo w tej sprawie.
- Chłopiec ważył 3,1 kg, miał 52 cm długości, był donoszonym dzieckiem. Ze wstępnych ustaleń wynika, że urodził się żywy. I żył także wtedy, gdy ktoś pozostawił go na wysypisku - powiedział Anatol Pawluczuk, prokurator rejonowy w Sokółce. Wyjaśniał też, że prokuratura przez tydzień nie informowała o tragicznym znalezisku ze względu na dobro śledztwa. Niestety, mimo znanych już wstępnych wyników sekcji zwłok, wciąż nieznana jest przyczyna zgonu chłopca.
- Brane są pod uwagę różne możliwości, nie tylko wychłodzenie organizmu. Ostateczną przyczynę zgonu poznamy po przeprowadzeniu dokładnych badań laboratoryjnych - podkreśla Adam Kozub, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.
Mieszkańcy Kuźnicy są zbulwersowani tragedią: - Pewnie jakaś nastolatka urodziła na wysypisku i porzuciła dzieciaka na pastwę losu - domyśla się mężczyzna, którego spotkaliśmy na kuźnickiej ulicy.
- Mieliśmy wysypisko śmieci, a teraz robi się z tego wysypisko dzieci. Szok! Która matka mogła dopuścić się czegoś tak strasznego? Przecież, jak nie chciała dziecka, to mogła je komuś oddać! - mówią inni.
Rzeczywiście, każda kobieta w ciąży, która nie chce wychowywać dziecka, może je zaraz po urodzeniu oddać bez żadnych konsekwencji. Może zrzec się noworodka tuż po porodzie, jeszcze w szpitalu, albo też zanieść takiego maluszka do domu dziecka. Potem taka kobieta ma aż 6 tygodni na ewentualną zmianę decyzji... Gdy porzuci dziecko na śmietniku, decyzja jest nieodwracalna, bo maluch zazwyczaj nie jest w stanie przeżyć dłużej niż kilka godzin.
Dyrektor Domu Dziecka nr 2 w Białymstoku Wojciech Kucerow wspomina kobietę, która jakiś czas temu zapukała do drzwi placówki i bez słowa podała pracownikowi 2-miesięczne dziecko... I uciekła. Do niemowlaka dołączyła kartkę z prośbą o umieszczenie malucha w placówce.
- Naprawdę warto zaapelować do kobiet, które nie mogą wychowywać dziecka, aby oddały je w szpitalu czy też przyniosły do nas, aby nie bały się, bo nikt im nic nie zrobi - mówi dyrektor Wojciech Kucerow. - Takie dziecko będzie miało szansę na szczęśliwy dom, bo niemowlaki rodziców znajdują bardzo szybko.
Co roku do podlaskich domów dziecka trafia kilkanaście noworodków, zostawionych w szpitalach.
- Każda kobieta, która u nas rodzi i zgłosi chęć oddania noworodka, jest pod naszą szczególną opieką - mówi dr Danuta Cynkier, ordynator oddziału neonatologii w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Białymstoku. - Rozmawiamy z nią wtedy o tej decyzji, ale nie piętnujemy. Wychodzimy z założenia, że lepiej, aby zostawiła dziecko w szpitalu, niż miała je gdzieś porzucić. Czasami bywa, że kobiety, chcące oddać noworodka, zmieniają swoją decyzję po porodzie.
- Najważniejsze, że takie kobiety rodzą w cywilizowanych warunkach, a dziecko ma od razu zapewnioną profesjonalną opiekę - dodaje doc. Marek Szczepański, kierownik Kliniki Neonatologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.
Kilka lat temu, gdy było głośno o porzuceniach dzieci na wysypisku w Hryniewiczach i klatce schodowej jednego z białostockich bloków, na położniczej izbie przyjęć szpitala klinicznego w Białymstoku stanęło tzw. "łóżeczko życia", z materacem i pościelą. Miało służyć osobom, które nie mogłyby wychowywać nowo narodzonego dziecka. Maluch, który by tam trafił, mógłby liczyć od razu na specjalistyczną opiekę.
- Łóżeczko stało u nas kilka lat, ale nigdy nie zostało wykorzystane - mówi doc. Marek Szczepański. - Jakiś czas temu, gdy odbywała się modernizacja szpitala, znikło.
- Chociaż przypadki porzucenia noworodków zdarzają się bardzo rzadko, takie miejsce, gdzie można by zostawić dziecko bez żadnych konsekwencji i zupełnie anonimowo, jest jednak potrzebne - zaznacza doc. Szczepański. - U nas, żeby dojść do "łóżeczka życia", trzeba było przejść przez izbę przyjęć, więc nie zapewniało to anonimowości matce, która chciałaby zostawić tam dziecko.
Dlatego władze miejskie zastanawiają się nad utworzeniem w Białymstoku "okna życia" Byłoby to miejsce, gdzie bezpiecznie i w pełni anonimowo można zostawić dziecko. Po jego umieszczeniu w takim oknie, wystarczyłoby tylko nacisnąć alarmujący dzwonek. I odjeść. W kilku polskich miastach takie okna już funkcjonują i "przeszło" przez nie kilkanaścioro dzieci.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?