Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Staruszkę mogli zabić, a zwłoki wynieść z domu w zamrażarce

Helena Wysocka [email protected]
Stanisława Korsak miałaby dziś 96 lat. Czy żyje? Prokuratura uznała, że nie.
Stanisława Korsak miałaby dziś 96 lat. Czy żyje? Prokuratura uznała, że nie. archiwum
Stanisława Korsak miała 85 lat. Schorowaną staruszką zajmowała się opiekunka. Pewnego dnia kobieta zaginęła, jej podopieczna też. Sąsiedzi podejrzewają, że pani Stanisława została zamordowana. Tyle tylko, że organom ścigania nie udało się odnaleźć jej ciała.

Stanisława Korsak zginęła jedenaście lat temu. Przepadła, jak kamień w wodę. Prokuratura uznała kobietę za zmarłą, ale policja wciąż jej poszukuje.

- Nie ma czego szukać - uważają sąsiedzi. - Trzeba tylko ustalić, gdzie spoczywa.
Co stało się ze staruszką? Augustowianie gubią się w domysłach. Jedni twierdzą, że ciało zostało zakopane w puszczy. Drudzy, że zatopione w mokradłach. Są też i tacy, którzy uważają, że zwłoki mogą być zamurowane w ścianie.

Siedziała pod kluczem

Dziś Stanisława Korsak miałaby 96 lat. Pracowała w kuchni w augustowskim przedszkolu. Wychowała córkę. W połowie lat 90. na miejscowym cmentarzu pochowała męża. I właściwie od tego czasu zaczął się jej życiowy koszmar. Staruszka cierpiała na chorobę Parkinsona, miała zaniki pamięci. Sąsiedzi twierdzą, że nie raz wychodziła na klatkę i czekała na męża, choć ten dawno już w grobie leżał. Z roku na rok było gorzej.

Korsakową najpierw zajął się jej krewny. Pomagał sprzątać, robił zakupy. Trwało to jednak bardzo krótko. Też w podeszłym wieku i też schorowany, nie dawał sobie rady.
- Kiedyś zdarzyło się tak, że babcia uciekała -- opowiadają ludzie. - Szukali jej wszyscy.
Kobietę odnaleziono na drugim końcu miasta. Od tego czasu drzwi do jej mieszkania były zamykane na klucz. Kilka lat później kuzyn pani Stanisławy podupadł na zdrowiu. Wówczas wystąpił do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej z prośbą, by placówka zajęła się babcią. I tak się stało. Ośrodek "wydelegował" opiekunkę.

Libacja goniła libację

Rok 1999 był w życiu Korsakowej przełomowy. Babcia "dorobiła" się opiekunki. Takiej na cały dzień i całą noc. Jak do tego doszło? Otóż z zagranicznych wojaży wróciła Irena G. Kobieta pochodzi z Augustowa. Rozwiedziona, bez dzieci i stałej posady. Wykonywała różne prace dorywcze. Handlowała na bazarze, wyjeżdżała na zbiory. Bardzo chętnie zajęła się Korsakową. A że nie miała mieszkania, wprowadziła się do swojej podopiecznej. Gospodarowała rentą. Opłacała rachunki, a resztę miała do swojej dyspozycji. - Szybko się zadomowiła - dodają sąsiedzi. - Zaczęła remonty. Z czego je robiła, nikt nie wie. Podobno Stasia miała dużo kosztowności, opiekunka pewnie je sprzedała.

Irena G. murowała i malowała. Zamontowała też drugie wejściowe drzwi. Pewnie dlatego, by sąsiedzi nie słyszeli, jak zajmuje się babcią. Bo w tym względzie nie miała czym się chwalić. Nieraz krzyczała na swoją podopieczną "żryj", podając miskę strawy. Nieraz pozostawiała staruszkę bez jedzenia i picia. Wyzywała też i poszturchiwała.

- Nie miała czasu - sąsiedzi. - W tym mieszkaniu aż huczało, libacja goniła libację. Staruszka tylko wadziła. Zwłaszcza wtedy, gdy Irena G. poznała swojego przyszłego męża, poszukiwanego za oszustwa Leszka G. Był niezwykle porywczy. Gdy wpadał w szał, w mieszkaniu fruwały stołki.

Książki w zamrażarce

W połowie 2002 roku Irena G. poprosiła sąsiadów o pomoc. Podobno chciała oddać bratu książki. Zapakowała je do zamrażarki. Dużej, skrzyniowej, znanej marki Mors. Sprzęt owinęła taśmą. - Był bardzo ciężki - opowiadają ludzie. - Ze schodów zsuwaliśmy ją po deskach.

Łomot na klatce postawił na nogi cały blok. Jeden z sąsiadów mówi, że już wtedy podejrzewał coś złego. Nie może sobie darować, że nie wezwał policji. Sąsiedzi wciągnęli zamrażarkę na przyczepkę stojącego przed blokiem poloneza, który należał do opiekunki. I zamrażarka, i kobieta zniknęły. Polonez zresztą też. Kilka dni później Korsakową "zajęła się" Krystyna Z. Kobieta mieszkała w pobliżu, przyjaźniła się z Ireną G. Sąsiadom mówiła, że jej przyjaciółka musiała wyjechać za granicę. Nowa opiekunka przychodziła trzy razy dziennie. Pobierała rentę babci, opłacała rachunki. Tak było przez niemal rok.

Zmarła po latach

Jesienią 2003 roku ludzie zaczęli podejrzewać, że stało się coś złego. O swoich obawach opowiedzieli dzielnicowemu, a ten postanowił sprawdzić co się dzieje. I stwierdził, że po Stanisławie Korsak nie ma ani śladu. Jej pokój był dokładnie wysprzątany.

W prowadzonym przez prokuraturę śledztwie Krystyna Z. tłumaczyła, że została wynajęta tylko do pilnowania mieszkania. Nie wiedziała, co stało się ze staruszką. Podobno miała zapewnioną opiekę. Irena G. miała ją umieścić w domu pomocy społecznej. Gdzie?
Policja sprawdziła wszystkie funkcjonujące na terenie kraju placówki. W żadnej nie było zaginionej kobiety. Okazało się też, że Irena G. nigdy nie oddawała książek bratu.

Organy ścigania robiły wszystko, by ustalić, gdzie jest Korsak. Żywa albo martwa. Policjanci prosili o pomoc jasnowidzów. Jedni wskazywali, że staruszka nie żyje. Inni, że cieszy się dobrym zdrowiem. Podejrzewano, że kobieta została zamordowana, a ciało ukryto w grobie męża. Jednak oględziny pomnika wykluczyły taką możliwość.

O Irenie G. słuch zaginął. Prawdopodobnie wraz ze swoim mężem przebywa w Grecji.
Kiedy wróci do kraju i czy wyjaśni tajemnicę, nie wiadomo. Podobnie jak nie wiadomo, co dzieje się z Korsak. Jeśli została zamordowana, to pozostaje pytanie: dlaczego?
- Niepewność jest najgorsza - mówią sąsiedzi zaginionej. - Nawet nie wiemy, czy i gdzie można zapalić pani Stasi świeczkę.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna