Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<B>Życie za cudzą kasę</B>

Jolanta Gadek
Pracujesz na czarno za granicą? Odkładasz każdy grosz na kupno mieszkania, budowę domu czy remont? Uważaj na oszustów, którzy chcą wyłudzić od ciebie pieniądze proponując pomoc, obiecując znalezienie atrakcyjnego lokalu, działki, stolarza, który zrobi meble. Małżeństwo spod Białegostoku straciło dwa lata temu 78 tys. i do dziś nie może odzyskać pieniędzy.

Marta i Wojtek są małżeństwem od kilku lat. Mieszkają w podbiałostockiej miejscowości, gdzie nie ma żadnej pracy.
- Nie mieliśmy w kraju żadnych perspektyw na zatrudnienie, na zarobienie pieniędzy, na mieszkanie, życie - mówi Marta. - W takiej sytuacji są tysiące młodych ludzi. Nasza decyzja nie różniła się od decyzji wielu innych podlasian: siedem lat temu postanowiliśmy wyjechać za granicę w poszukiwaniu pracy.
Pojechali do Belgii. Początkowo było ciężko. Trudno było znaleźć dobrą pracę, borykali się z kłopotami językowymi, uczyli się, jak sobie radzić z "patronami", jak sprzątać ich mieszkania tak, żeby byli zadowoleni. Bo wiadomo: jak "patron" jest zadowolony, to można liczyć na podwyżkę, premię czy prezent oraz na to, że poleci pracownika innym osobom.
- Pracowaliśmy ciężko i odkładaliśmy pieniądze - mówi Wojtek. - Bo myślimy poważnie o przyszłości. Kiedyś przecież wrócimy do Polski na stałe. Chcielibyśmy zamieszkać w Białymstoku, kupić tu mieszkanie.
- Ale nasze oszczędności nie były astronomiczne - dodaje jego żona. - Bo, po pierwsze, co jakiś czas przyjeżdżaliśmy do Polski, po drugie zaś wynajęliśmy normalne mieszkanie, nie chcieliśmy mieszkać w jakimś slumsach, gnieździć się w jednym wynajętym pokoiku, jak to robią niektórzy Polacy. Tak da się żyć przez parę miesięcy, rok. A my tam mieszkamy długo i pewnie jeszcze długo będziemy mieszkać.
Przez trzy lata odłożyli ok. 80 tys. zł. W 2003 roku doszli do wniosku, że pieniędzy wystarczy na zakup używanego mieszkania. Mieliby gdzie mieszkać podczas pobytu w Polsce. Potem zamierzali je stopniowo remontować i gromadzić meble oraz sprzęty gospodarstwa domowego.
Ja wam pomogę!
Wiosną 2003 roku zaczęli pytać znajomych, czy nie słyszeli o jakimś dobrym mieszkaniu, które mogliby kupić za zgromadzone pieniądze.
- Wtedy siostra męża powiedziała, że zna faceta, który orientuje się w rynku nieruchomości, jest obrotny i że poprosi go, żeby nam pomógł - wspomina kobieta.
Wiadomo było, że jakoś trzeba będzie mu się odwdzięczyć za przysługę. Ale małżonkowie doszli do wniosku, że bardziej im się opłaca coś mu zapłacić czy odwdzięczyć się, niż szukać samemu. Bo trzeba mieć czas, żeby szukać. A belgijscy pracodawcy nie lubią, gdy pomoc domowa znika na długie tygodnie. Można kogoś zaufanego poprosić o zastępstwo. Ale jeśli nieobecność trwa długo, to po powrocie może okazać się, że trzeba szukać nowej pracy. Bo albo zastępca tak się spodobał, że został na stałe, albo odwrotnie: nie spodobał się i pracodawca znalazł sobie kogoś nowego.
Dość szybko białostoczanin skontaktował się z małżeństwem. Ustalili, że prześlą mu zaliczkę na poczet kupna mieszkania. Mężczyzna twierdził, że ma coś atrakcyjnego "na oku". W sumie do końca lata 2003 przekazali mu w kilku ratach 78 tys. zł. Mieszkanie miało być kupione nieomal od razu, ale cała sprawa zaczęła się opóźniać, mężczyzna mówił o różnych trudnościach powodujących zwłokę.
- W sierpniu 2003 roku zażądaliśmy od niego pisemnego potwierdzenia, że wziął od nas pieniądze - mówi Marta. - Napisał weksel na tę kwotę, podpisał go. To na jakiś czas uspokoiło nas. Byliśmy przekonani, że w takiej sytuacji nie może nas oszukać, bo potwierdził, że wziął od nas pieniądze. Dalej siedzieliśmy w Belgii i co jakiś czas dzwoniliśmy do niego.
Ani pieniędzy, ani mieszkania
Ale ani dzwonienie, ani przypominanie, ani proszenie, ani żądania nie przyniosły żadnego rezultatu. Białostoczanin wymyślał tysiąc wymówek i ani nie kupował mieszkania, ani nie oddawał pieniędzy. Zaniepokojeni małżonkowie zaczęli prywatne śledztwo. Zaczęli wypytywać sąsiadów mężczyzny, zbierać o nim informacje.
- I wtedy szydło wyszło z worka! - denerwuje się Marta. - Okazało się, że to znany białostocki oszust, który został już skazany za wyłudzenie kredytów z banku, miał też parę innych spraw. Że komornik "siedzi" mu na emeryturze. Że nie pracuje wcale w firmie, na którą się powoływał. I że siostra męża, która nam go poleciła, jest z nim związana. Żyli z naszych pieniędzy! Ludzie nam opowiadali, że wyjeżdżali na wczasy. Przez jakiś czas próbowali jeszcze nas zwodzić. Odwlekali wszystko w czasie.
Małżonkowie zaczęli coraz bardziej naciskać. Domagali się zwrotu pieniędzy, mieli przecież weksel. Początkowo ze względu na siostrę mężczyzny nie rozważali zaangażowania w sprawę organów ścigania. Potem jednak zaczęli rozważać taką możliwość, w końcu uznali, że jest to najlepsze wyjście z sytuacji.
Ja wam pokażę!
- Jak pójdziecie do policji, prokuratury czy sądu, to ja powiadomię Urząd Skarbowy o tym, że zarabiacie na czarno i nie płacicie podatków - zagroził im wtedy oszust. - A "skarbówka" naliczy wam wtedy olbrzymie podatki. Będziecie żałować, że zaczęliście ze mną wojnę.
I znów obiecał, że odda pieniądze lub kupi mieszkanie. Ale coraz trudniej było się z nim skontaktować, podobnie jak z siostrą Wojtka. Odkładała słuchawkę, nie chciała rozmawiać.
Małżonkowie zaczęli chodzić do adwokatów, dzwonić do stowarzyszenia podatników. Każdy mówił im co innego. Jedni radzili kierować sprawę do sądu z powództwa cywilnego, inni radzili iść do policji czy prokuratury, jeszcze inni radzili zwlekać jeszcze przez jakiś czas, póki należności podatkowe nie ulegną przedawnieniu.
- Adwokatów odwiedzaliśmy podczas wizyt w Polsce, nadal pracowaliśmy w Belgii, a czas leciał - mówią małżonkowie.
Zaczęli podejrzewać, że oszust przeciąga sprawę, bo ma jakiś wyrok w zawieszeniu i boi się, że zostanie odwieszona jeśli oni skierują sprawę do policji.
- Świetnie znamy tego pana - mówią policjanci z wydziału do zwalczania przestępczości gospodarczej. - To on jeszcze oszukuje? Myśleliśmy, że się uspokoił po wyroku sądowym. Widocznie dalej szuka naiwnych. Niech ci ludzie przyjdą do nas, postaramy się im pomóc. Ale sprawa jest trudna, prawdę mówiąc mają niewielkie szanse na odzyskanie pieniędzy.
Marta i Wojtek zdają sobie z tego sprawę. Ale zależy im na tym, żeby oszust poniósł chociaż konsekwencje swojego czynu. Tylko nie chcieliby znów stracić pieniędzy.
Czatują na naiwnych
W podobnej sytuacji, co Marta i Wojtek jest wielu innych podlasian. Policjanci potwierdzają, że dotarły do nich słuchy o tym, że osoby pracujące na czarno za granicą padają ofiarami różnych cwaniaków, którzy lubią żyć na cudzy koszt. Wyłudzają od nich pieniądze, zaciągają pożyczki, obiecują załatwienie różnych usług, dobre inwestycje itp.
- Podczas pobytu w Białymstoku dałam sąsiadowi 5 tys. zł - mówi Karolina, która od dwóch lat pracuje w Niemczech. - Obiecał, że załatwi mi dobrego stolarza, który za tę kwotę zrobi mi dwie szafy z lustrami w przedpokoju i półeczki na książki w sypialni. Obiecałam mu, że nie będzie żałował, że odwdzięczę mu się: przywiozę mikrofalówkę albo dobrego robota kuchennego czy jakiś sprzęt grający. No i faktycznie nie żałuje. Wziął sobie te 5 tys., stolarza nie wynajął i przestał mi mówić dzień dobry.
Karolina ma tylko odręcznie napisane pokwitowanie, nie ma za to czasu i chęci do ciągania się po sądach.
- To sprytny facet, ma różne znajomości - dodaje. - Żeby się z nim sądzić, muszę być w Białymstoku. Jak tu jestem, nie pracuję, moje straty rosną. To dotkliwa nauczka. Dobrze, że nie dałam mu więcej pieniędzy.
Kolega Karoliny stracił z kolei 10 tys. zł, które dał "znajomemu znajomego" na zakup działki nad jeziorem. Miała to być super okazja... No i znajomy ręczył za uczciwość mężczyzny. Dziś obydwaj się do niego nie odzywają. Poszkodowany podejrzewa, że podzielili się pieniędzmi.
Co zrobić?
- To nieprawda, że osoby pracujące za granicą są skazane na łaskę i niełaskę oszustów - mówi Małgorzata Sokół-Kreczko, naczelnik I Urzędu Skarbowego w Białymstoku. - I nieprawdą jest, że naliczamy podatki dochodowe od osób fizycznych, które pracują za granicą. Zgodnie z przepisami, osoby takie powinny się rozliczać z fiskusem tego kraju, w którym pracują. A więc ci państwo powinni rozliczyć się z podatku dochodowego w Brukseli. Jednak jeśli ktoś kupiłby mieszkanie w Białymstoku i nie potrafiłby podać legalnego źródła pieniędzy, Urząd Skarbowy obciążyłby go podatkiem w wysokości 75 proc. wartości wydatku.
Zatem gdyby Marta i Wojtek kupili mieszkanie warte 78 tys. zł i gdyby inspektorzy dowiedzieli się o tym, że pieniądze pochodziły z nieujawnionego źródła, małżonkowie musieliby zapłacić... 58,5 tys. zł!
W praktyce jednak jest tak, że urzędnicy nie ścigają osób pracujących na czarno za granicą. Bardziej interesują się tutejszymi biznesmenami, którzy w sposób nierzetelny rozliczają się z fiskusem. Ryzyko jednak istnieje, zwłaszcza, jeśli komuś zależy na tym, żeby fiskus się o tym dowiedział.
Jest jeden prosty sposób, żeby zalegalizować pieniądze pochodzące z pracy na czarno za granicą. Wystarczy, żeby rodzice lub inna zaufana osoba poświadczyła pisemnie, że pożyczyła pieniądze. Ale, uwaga: musi to być naprawdę osoba zaufana, która potem nie będzie się domagała zwrotu fikcyjnej pożyczki. Potem z tym dokumentem należy zgłosić się do Urzędu Skarbowego i zapłacić należny podatek od tej transakcji (w przypadku, jeśli pożyczka opiewa na wyższą kwotę niż 2 tys. zł). Marta i Wojtek żeby zalegalizować 78 tys. zarobione za granicą musieliby zatem zapłacić 1560 zł. Jeśli zgłosiliby się teraz z pismem potwierdzającym, że dwa lata temu pożyczyli od rodziny 78 tys. zł, musieliby też zapłacić dwuletnie odsetki od kwoty podatku, czyli ok. 400 zł. Zatem za 2 tys. zł mogliby zalegalizować pieniądze i bez żadnych obaw dochodzić na drodze sądowej roszczeń od oszusta. Jednak warto to zrobić tylko w tym przypadku, kiedy są jakiekolwiek szanse na odzyskanie pieniędzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna