Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za zbieranie śmietany z mleka - obóz

azda
Ta piwnica znajdowała się jeszcze na terenie obozu. Tuż za nią znajdowały się już druty kolczaste - mówi Włodzimierz Miniuk
Ta piwnica znajdowała się jeszcze na terenie obozu. Tuż za nią znajdowały się już druty kolczaste - mówi Włodzimierz Miniuk BAK
Do karnego obozu pracy w Bielsku Podlaskim można było trafić dosłownie za byle co!

Lipiec 1943 roku był tragicznym miesiącem dla mieszkańców Bielska Podlaskiego. Szczególnie w pamięć bielszczan zapadł 15 dzień tego miesiąca, kiedy w Lesie Pilickim, w uroczysku Osuszek rozstrzelano kwiat bielskiej inteligencji.

Wśród ofiar byli księża, był ówczesny burmistrz Bielska Alfons Erdman, całe rodziny nauczycieli, kupców i bielskiej elity intelektualnej. Razem 49 osób. Najmłodszy z rozstrzelanych miał dwa latka. Akcja Niemców przeprowadzona 13 lipca 1943 roku miała szeroki zasięg. W wielu miastach i powiatowych miasteczkach obwodu białostockiego zostało rozstrzelanych około tysiąca osób. Zbrodniczy plan przygotował Erich Koch, gauleiter Prus Wschodnich, do których należał wówczas obwód białostocki. Mówi się, że nieprzypadkowo mordu dokonano w rocznicę bitwy pod Grunwaldem.

Najpierw trafiali do obozu przy Zamkowej

O tym mordzie wiemy już wiele, więc więcej uwagi poświęcimy instytucji, jaką był bielski obóz koncentracyjny. Bielszczanie trafiali do niego nawet za najmniejsze przewinienia. Dla wielu kara kończyła się rozstrzelaniem w Lesie Pilickim lub zsyłką do obozu koncentracyjnego Stutthof. A ten cieszył się bardzo złą reputacją, jedynie nielicznym udało się tam przeżyć.

Karny Obóz Pracy w Bielsku Podlaskim zaczął działać prawdopodobnie jesienią 1941 roku lub co najmniej od marca 1942 roku i funkcjonował do 16 lica 1944 roku. Znajdował się on u zbiegu ulic Zamkowej i Poniatowskiego, akurat vis-a-vis boiska, które otwarto przy bielskiej „Trójce”. Można zadać sobie pytanie, jak tam mógł znajdować się obóz, kiedy obecnie płynie tam Lubka.

- Obecne jej koryto przypomina jej bieg z okresu międzywojennego - mówi Janusz Porycki, który jest autorem obszernego artykułu na temat obozu, który ukazał się w Bielskim Almanachu Historycznym 2016. - Niemcy zaraz po wkroczeniu zagospodarowali teren wokół Góry Zamkowej i zmienili bieg Lubki. Górę Zamkową opływała ona z południowej strony, czyli od dworca autobusowego w miejscu, gdzie obecnie znajduje się drewniany półkolisty mostek. I przecinając ulicę Zamkową znacznie niżej niż obecnie wpływała do Białki.

Obóz znajdujący się na obecnych rozlewiskach rzeki niczym nie przypominał obozów w Oświęcimiu czy Majdanku.

Był to drewniany budynek po byłej szkole żydowskiej, w którym znajdowały się trzy sale - dwie na dole i jedna na poddaszu. Dodatkowo dla obozowych potrzeb dobudowano jeszcze kuchnię. Obok znajdowała się również szopa, w której przetrzymywano więźniów.

Plac obozowy był ogrodzony podwójnym płotem z drutu kolczastego wysokości 2-3 metrów. Mieszkańców miasta obowiązywał bezwzględny zakaz zbliżania się do ogrodzenia. Nawet za spoglądanie w jego kierunku można było znaleźć się po drugiej jego stronie, czyli w obozie.

Za co można było trafić do Karnego Obozu Pracy? Osadzano w nim więźniów, którzy dopuścili się drobnych przestępstw, na przykład nie stawili się na robotach przymusowych lub próbowali uciec w ich trakcie.

W obozie osadzano za czyny zabronione prawem niemieckim. Na drewniane prycze można było trafić za ubój zwierząt bez odpowiedniej zgody, za handel żywnością, niewywiązywanie się z kontyngentów, nawet za kupienie bimbru ( nie mówiąc o pędzeniu), czy zbieranie śmietany z mleka.

Kopali groby innym... i sobie

Do obozu trafiała zazwyczaj miejscowa ludność, ale nie tylko. Do bielskiego obozu trafiali również jeńcy radzieccy oraz Cyganie. W 1943 roku przez dość krótki czas przebywało tu 50 Romów, w tym kobiety i dzieci. Byli oni przewożeni do Lasu Pilickiego i tam sukcesywnie rozstrzeliwani .

Reszta więźniów pracowała, a praca w obozie była ciężką karą. Więźniowie byli m. in. wykorzystywani do kopania, sortowania i suszenia torfu za Widowem. To m. in. rękoma więźniów tego obozu uporządkowano teren wokół Góry Zamkowej. Więźniowie kopali rowy kanalizacyjne i stawy. Oprócz tego odszlamowywali stawy przy ulicy Krynicznej, robili pustaki w żwirowni obok Augustowa, pracowali na niemieckim cmentarzu przy szosie hajnowskiej, zajmowali się przeładunkiem towarów na bielskim dworcu kolejowym.

Byli też kierowani do kopania dołów w Lesie Pilickim, w którym Niemcy rozstrzeliwali skazańców, a później ich zasypywali. Tak było właśnie w przypadku egzekucji rodzin inteligencji bielskiej 15 lipca 1943 roku.

Więźniowie wykonywali bardzo uciążliwą pracę, ale wyżywienie, jakie otrzymywali, było bardziej niż skromne.

Na śniadanie mieli po kubku kawy zbożowej i po 200 gramów chleba, który raczej przypominał klajster. Śniadaniowa porcja chleba miała również zaspokoić wieczorowy głód.

Z kolei podczas godzinnej przerwy obiadowej więźniowe otrzymywali zupę bez tłuszczu i bez przypraw gotowaną najczęściej na śmierdzącej rzepie. Szczęśliwcom trafiał się kawałek ziemniaka.

Szefem strażników był Polak - bielszczanin

Komendantem obozu od 1942 do połowy 1943 roku był Niemiec ze Śląska o nazwisku Borkowsky lub Berkowsky. Potem tę funkcję sprawował niejaki Kryjak, po nim Drosman. Zastępcami komendanta zawsze byli Niemcy, natomiast komendantem obozowych strażników Polak - Bolesław Leończuk, mieszkaniec Bielska Podlaskiego, który przed wojną pracował w Zarządzie Dróg Publicznych.

We wspomnieniach więźniów, którzy przeżyli obóz, zapisał się jako komendant bardzo okrutny i mściwy. Nawet niektórzy Niemcy tak nie katowali przetrzymywanych więźniów jak on.

Po wojnie był on sądzony za swoje zbrodnie.

Pokazowa rozprawa odbyła się w budynku bielskiego kina Znicz. Zainteresowanych wyrokiem było bardzo wielu. Kiedy oskarżony usłyszał wyrok skazujący go na karę śmierci, padł krzyżem na podłogę i wykrzyknął: Boże, czy ja zasłużyłem na to? Zebrani odpowiedzieli mu jednogłośnie: Tak! Bo bandyta jesteś.

Ogólna liczba więźniów, która przebywała w obozie podczas całego okresu jego funkcjonowania, waha się w granicach 2 tysięcy. Byli to zazwyczaj mieszkańcy Bielska Podlaskiego oraz okolicznych miejscowości z terenu ówczesnego powiatu bielskiego. Obóz przestał istnieć 16 lipca 1944 roku. Pozostali przy życiu więźniowe zostali wypuszczeni na wolność.

Pobyt w obozie trwał zazwyczaj od dwóch tygodni do ponad roku. Przeciętny dzienny stan więźniów wahał się od 100 do 200 osób, w tym około 30 kobiet i dzieci. Czasami liczba uwięzionych znacznie wzrastała, więc część z nich wysyłano do obozu w Stutthofie. Dlaczego nie do najbliższej Treblinki?

- Obóz koncentracyjny w Treblince był typowym obozem zagłady Żydów - dodaje Janusz Porycki. - Natomiast obóz w Stutthofie koło Gdańska był osobowo i administracyjnie związany z dystryktem Bielsk Podlaski, który należał do Prus Wschodnich.

Po dawnym obozie zachowały się ruiny piwnicy i głęboka studnia, która znajduje się na jednej z prywatnych posesji.

Zdjęcia i Źródło informacji pochodzą z publikacji „Bielski Almanach Historyczny” 2016

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna